O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTĄP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button
Odkrywanie odkrywcy - Anna Witek

 

 

 

 

 

 


Odkrywanie odkrywcy

Paweł Edmund Strzelecki pod lupą
[1797-1873]

Trudno o uznanie we własnym kraju. Współcześni wielkiemu badaczowi nie wykazywali większego zainteresowania dla prac i odkryć Strzeleckiego. Wymownym dowodem niech będzie fakt, że po stu latach od wydania monumentalnego dzieła o Australii "Fizyczny opis Nowej Południowej Walii i Ziemi Van Diemena", za które w Anglii otrzymał Strzelecki złoty medal, przechowywanego w jednej z polskich bibliotek, trzeba było jeszcze przecinać kartki! Bogato oprawny egzemplarz książki przesłał Strzelecki do Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, za co otrzymał zdawkowe podziękowanie. W przeciwieństwie do obojętności, z jaką przyjęto książkę w kraju, wywołała ona duże zainteresowanie w literackich i naukowych kołach Anglii.

W 1857 roku przygotowując artykuł do poznańskiego czasopisma "Przyroda i przemysł" E. Sosnowski stwierdza, iż mało mógł podać z życiorysu Strzeleckiego, gdyż wszelkie usiłowania "żadnych nie odniosły skutków. Tak powszechna u nas obojętność w sprawach naukowych zwykła uważać wszystko to za błahe".

Artykuły i prace o uczonym pochodzą przeważnie od krewnych Strzeleckiego [Żmichowska, Gloger, Światopełk-Słupski]. Późniejsze monografie autorstwa Wacława Słabczyńskiego rażą irytującą retoryką o "zacofanym środowisku szlacheckim" i dobrodziejstwach Polski Ludowej! Ciężko czytać. Zaskakujące też, że Wielkopolska zapomniała o swoim sławnym krajanie. Nie figuruje w popularnych leksykonach znanych "Sylwetek Wielkopolan" [Wyd. Poznańskie 1988] ani też w serii "Z dziejów Wielkopolski" [Krajowa Agencja Wydawnicza, Poznań], przybliżającej zasłużonych dla regionu. Nic więc dziwnego, że poszukując materiałów o Strzeleckim w lokalnych bibliotekach usłyszałam zdziwione: Więc to był Wielkopolanin! Nie na wiele zdał się też ostatnio pomysł nazwania poznańskiego lotniska Ławica jego imieniem ze słuszną argumentacją przybliżenia szerzej tak zasłużonej postaci.

Urodził się w Głuszynie pod Poznaniem [obecnie Poznań] i aż się prosi o ślad upamiętnienia tego faktu. W dzierżawionym przez rodziców majątku spędził 14 lat w atmosferze pełnej patriotyzmu, gdzie pielęgnowano tradycje walk niepodległościowych, a postać Kościuszki otaczano aureolą, po czym wyjechał na nauki do księży pijarów do Warszawy [1810-1817]. Szkół nie skończył. Przypisywane mu studia w Anglii na Oksfordzie okazały się również mitem, związanym z naszym wyobrażeniem naukowca-badacza. Przekroczył te ramy i stereotypy związane z papierami i świadectwami, choć naukę stawiał zawsze ma pierwszym miejscu. W pamiętniku zanotował: "Wyłącznym celem wszystkich moich usiłowań było bezustanne zdobywanie wiedzy. Gdzie indziej wspomina o "dniach i nocach spędzonych na studiach" [w rozumieniu samokształcenia najwyższej miary].

Typem naukowca również był nietuzinkowym. Nie był w badaniach swych uzależniony od nikogo finansowo, gdyż środki potrzebne do podróży czerpał z pracy naukowej. "Nie podróżuję na koszt żadnego rządu - pisał z naciskiem w jednym z listów - lecz na koszt okazów i zbiorów, zdobywanych w trudnych warunkach i sprzedawanych do gabinetów europejskich".

Strzelecki własnym kosztem musiał wyposażyć np. wyprawę składająca się z siedmiu ludzi, sześciu koni jucznych, przyrządów naukowych, żywności na pięć miesięcy - i wyruszył na zachód, ku nie zbadanym naukowo Górom Błękitnym i Alpom Australijskim. "Wkrótce po założeniu nowej kolonii - czytamy w protokołach angielskiego Towarzystwa Geograficznego z roku 1865 - Strzelecki przez pięć lat, całkowicie na własny koszt, badał prawie cały górzysty region Wschodniej Australii".

Stosunek Strzeleckiego do tubylców najtrafniej oddać cytatem z jego książki: "Europejczycy więksi ludożercy od tych, którym sami nadają to miano". Pisze też: "To nie w rocznikach Indian należy szukać zbrodni, lecz w historii podboju tych ziem przez białych". "Im bliżej zapoznajemy się z historią tej części świata, tym bardziej czujemy się upokorzeni spotykając Indianina i chcielibyśmy niemal czarnymi wydać się w jego oczach". "Wysiłki, by ich ucywilizować i uchrystianizować całkowicie zawiodły, gdyż chrystianizm ofiarowany im wyzuty był z miłosierdzia, a cywilizacja nie uznała jego praw własności".

Po odkryciu cząstek złota w dolinie Clywd, na prośbę gubernatora zataił swoje odkrycie, by nie doprowadzić do rozruchów wśród 45 000 zesłańców ówczesnej kolonii karnej. Nie wspomniał o tym lojalnie ani słowa w ogłoszonej wkrótce potem monografii o Australii. Po to, by po kilku latach, w 1851 roku, dowiedzieć się, że niejaki Hargraves, Anglik, dostał za odkrycie złota nagrodę 10 000 funtów szterlingów. Strzelecki nie dostał ani grosza, przeciwnie, w badania Australii włożył 5000 funtów. Tę jego bezinteresowność mocno podkreśla angielski miesięcznik "Przegląd Edynburski" z roku 1862, pisząc o odkryciach i badaniach Polaka w Australii: "Ze zdziwieniem notujemy, że do chwili obecnej te zasługi są jedynie honorowymi, zarówno ze strony kolonii, jak rządu centralnego. Badania Strzeleckiego były prowadzone całkowicie na jego własny koszt [różniąc się pod tym względem zasadniczo od wszystkich innych badań] i pochłonęły bardzo znaczną sumę. Ze strony australijskiej kolonii jest to, wierzymy, szczególny wyjątek. Nie możemy bowiem przypomnieć sobie żadnego innego badacza Australii, z którym koloniści nie podzieliliby się złotym strumieniem, jaki na nich spłynął".

W odpowiedzi na list z wymówkami od byłej narzeczonej, Adyny Turno, że obrał sobie tak dziwaczną karierę, która nigdy nikogo nie wzbogaciła i nie stała się źródłem fortuny, odpisał, że wybrał ją "dobrowolnie". Pisze dalej, że "dwoi się w pracy, aktywności, studiach, nocach bezsennych, wyrzeczeniach, trudach", że "ucierpiał nędze nieskończoną, że "sypiał na ziemi bez innego okrycia jak niebo". "Podróżowałem stale pieszo, niosąc na plecach instrumenty matematyczne, potrzebne do tych obserwacji, które kosztowały mnie 8 tysięcy florenów". Zapewnia, że "osobista zguba i niewygody, powstałe z zimna, gorąca i wilgoci, zmęczenia i braku żywności, są cierpieniami, do których człowiek rozmiłowany w swym zawodzie i gorąco oddany swemu przedsięwzięciu - niewielką przywiązuje wagę".

Strzelecki przejęty też klęską głodową w Irlandii, ofiarował swoje "bezpłatne usługi". Jak później pisze, było to wszystko, co mógł ofiarować. Ofertę jego przyjęto i Strzelecki, przewodząc zawiązanemu w Anglii komitetowi pomocy, w samej Irlandii zachodniej dożywiał 200 000 dzieci. Jak Strzelecki rozumiał swoje obowiązki, dowodzi fakt, że sam zaraził się tyfusem głodowym, którego skutki odczuwał do końca życia. Z tych powodów musiał na zawsze wyrzec się swoich dalekich podróży. Za swą bezinteresowna pracę doczekał się z czasem wdzięczności u ludności irlandzkiej i uznania ze strony komitetu. "Finansowo jednak - pisał w liście do Adyny Turno - byłem w tej samej sytuacji, co przed wyjazdem". Ostatnim echem działalności irlandzkiej było przyznanie mu w roku 1860 tytułu doktora honorowego przez Uniwersytet w Oksfordzie.

W czasach wielkiego głodu i później zainicjował Strzelecki osiedlenie bezrolnych i małorolnych chłopów irlandzkich w odkrytym przez siebie Gippslandzie. Interesował się losem błąkających po ulicach Londynu bezrobotnych kobiet i dziewcząt i z jego inicjatywy umożliwiono im rozpoczęcie nowego życia i założenie ognisk domowych w dalekiej Australii.

W czasie wojny krymskiej zostaje Strzelecki członkiem komitetu pomocy rannym żołnierzom i z ramienia komitetu wyjeżdża w roku 1855 na Krym. Są podstawy do przypuszczenia, że działalność reformatorki szpitalnictwa wojskowego Florencji Nightingale, ówczesnej przyjaciółki odkrywcy, w dużej mierze natchniona była przez Strzeleckiego.

Wstawiał się oczywiście za Polakami. U prezydenta Stanów Zjednoczonych Jacksona za spotykanymi po miastach i cierpiącymi nędzę emigrantami polskimi z roku 1831. W tej samej sprawie stawał przed Kongresem Amerykańskim. Kilku ubogim emigrantom z Poznania umożliwił powrót do kraju, uzyskując dla nich paszporty i opłacając koszta podróży. Kilku innym znalazł pracę.

Wstawiał się również za zesłanymi do kolonii karnej Nowej Południowej Walii powstańcami 1831 roku. Korzystając z dobrych stosunków z gubernatorem Gippsem uzyskał ich zwolnienie i odesłanie do Europy.

Stosunki Strzeleckiego z rodziną były nie najlepsze. Napisze po latach:

"Czego ja nie zniosłem od rodziny,
nie ucierpiałem od rodaków".

Korespondencja niezwykle rzadka i bez sentymentów: "Kochany Piotrze, jestem w Nowej Holandii, jutro wyjeżdżam do Chin, za dwa lub cztery lata będę u Was. Wasz Paweł" [List do brata wysłany z Sydney w 1843 roku]. Niemniej po śmierci brata opiekował się wdową po nim, przesyłając jej stałe zapomogi pieniężne. Kształcił tez i wychowywał u siebie wnuka swojej siostry, Izabeli.

Nie kończąc szkół opuszcza Strzelecki w 1817 roku Księstwo Warszawskie, które niedługo miało istnieć, do ostatniego skrawka ziemi polskiej, Rzeczpospolitej Krakowskiej. Zrywa już wtedy wszelki kontakt z rodziną i spędza tu kilka lat w wielkim niedostatku. Po śmierci ojca schedą rodzicielską podzielili się brat Piotr i siostra Izabela, Pawłowi doradzając wstąpienie do wojska, tzw. "polskiego" pułku ułanów. Dezerteruje po otrzymaniu nominacji oficerskiej, nie mogąc znieść tępego bezdusznego pruskiego drylu. Wszędzie podkreślano nienawiść Strzeleckiego do junkierskiego ducha pruskiego, nie omieszkano też w Anglii przypomnieć szczególnego zbiegu okoliczności, iż zaborca pruski prześladował go nawet po śmierci: Grób jego na cmentarzu w Kensal Green w Londynie zdemolowany został odłamkami niemieckiej bomby.

Parę miesięcy ukrywa się u rodziny Turnów w pałacu w Więckowicach, gdzie nawiązuje romans z córką właściciela Aleksandra Katarzyną Turno. Imputuje mu się, że powodem jego wyjazdu z kraju było niedoszłe na skutek oporu pana Adama Turno małżeństwo. Według tradycji rodzinnych porwanie Adyny miało nastąpić w "dębince za parkiem", gdzie czekał na Adynę umówiony pojazd ze Strzeleckim. Adam Turno zorientował się w całej sprawie, dogonił Adynę i udaremnił plan dwojga młodych. Strzelecki odjechał sam.

Zagrożony perspektywą aresztowania wyjeżdża z kraju do Włoch, gdzie spotyka hrabiego Franciszka Sapiehę, który powierzył mu w zarząd klucz bychowski na Mohylewszczyżnie.

O uczuciach, jakie do niego żywiono, świadczy najlepiej modne wówczas powiedzonko: "Sapieha przywiózł sobie z Włoch małpkę, papugę i Strzeleckiego". Za podreperowanie upadających dóbr Sapieha umierając zapisał mu znaczny majątek. Nienawiść spadkobierców doszła do szczytu, okrzyczano go fałszerzem testamentu, przeniewiercą, co Strzelecki kwituje określeniem "Czernidły Polskie". Strzelecki nie procesował się z Sapiehami o zapisany majątek. Otrzymawszy pewne odszkodowanie drogą polubowną wyjechał powtórnie z kraju, mając trzydzieści cztery lata.

Ojczyzna towarzyszy mu we wszystkich jego odkryciach i badaniach. 15 lutego 1840 roku dokonał Strzelecki pamiętnego wejścia na najwyższą górę kontynentu australijskiego. Pisze: "Szczególna konfiguracja tego wzniesienia uderzyła mnie tak silnie przez podobieństwo, jakie wykazuje do kopca wzniesionego w Krakowie, nad grobem Kościuszki, że chociaż w obcym kraju, na obcej ziemi, lecz wśród wolnego ludu, nie mogłem się powstrzymać od dania jej nazwy Góry Kościuszki". W liście do kraju, do Adyny Turno, Strzelecki napisał: "ten szczyt przede mną nie tknięty przez nikogo, z jego wiecznymi śniegami, ciszą i dostojeństwem naokół, zachowałem i poświęciłem dla przyszłych generacji tego kontynentu jako pamiątkę imienia drogiego i szanowanego przez każdego Polaka i każdego przyjaciela wolności".

Przesyłając kwiat z tej góry Adynie pisze, że jest to pierwsza góra w "Nowym Świecie" nosząca polskie imię. Prosi też, by kwiat ten zawsze przypominał jej o wolności i miłości Ojczyzny.

Jest rzeczą ciekawą, że w kilkadziesiąt lat po Strzeleckim, w latach osiemdziesiątych, badał tę okolicę zoolog austriacki Lendenfeld. Wspiąwszy się na Górę Kościuszki, operując lepszymi i nowoczesnymi instrumentami, przekonał się, że sąsiednia góra, z pozoru niższa, jest w rzeczywistości wyższa. Dokonał więc poprawek nazw ustalonych przez Strzeleckiego. Najwyższą górę nazwał na cześć geodety australijskiego "Townsend", dawną Górę Kościuszki - na cześć przyrodnika niemieckiego Muller. Pod takimi to nazwami góry te występowały czas jakiś, zwłaszcza w książkach niemieckich. W Australii jednak nazwy te nie przyjęły się. Geografowie i publiczność zbyt się już przyzwyczaili do najwyższej góry Kościuszko. Przekonawszy się więc, że pomiary Lendenfelda były słuszne, nazwę Góry Kościuszki przeniesiono na najwyższą górę, nazwę "Townsend" pozostawiono niższej górze, ochrzczonej poprzednio przez Strzeleckiego jako "Kościuszko". Nazwa góry "Muller" w ogóle nie została uwzględniona. W ten sposób trud i intencje prawdziwego odkrywcy tych gór zostały uszanowane.

W "Dokumentach Parlamentarnych z 26 sierpnia 1841 roku podane zostały obserwacje meteorologiczne, w których Strzelecki temperaturę Melbourne porównuje z temperaturą Warszawy, twierdzi, że miejscowość Circular Head w Tasmanii ma to samo lato, co Kraków, Port Arthur [Tasmania] - to samo, co Gdańsk, Tylża i tak dalej.

Strzelecki nadał trzy polskie nazwy: Góra Kościuszki, Góra Adyny, miasto i dystrykt Czarnogóra [przekręcone przez Anglików na "Tarngulla"] nadane na pamiątkę krainy, z której wywędrowali przodkowie Strzeleckiego. Znacznie więcej jest oczywiście nazw związanych z osobą Strzeleckiego, a nadanych przez obcych geografów, podróżników i uczonych.

W 1843 roku Strzelecki powrócił na stałe do Anglii, gdzie opublikowane wyniki badań przyniosły mu światową sławę. Na ten mniej więcej okres przypada spotkanie z Adyną Turno w Genewie. Od byłej narzeczonej Strzelecki dowiedział się, że jego osiągnięć naukowych, stanowiska zdobytego własną pracą, niebezpiecznych podróży, prac drukowanych nie cenią w Poznańskiem, nie interesują się nimi. W dalszym ciągu szeroko natomiast interesują się jego przygodami młodzieńczymi, powtarzają plotki krążące o nim na Kresach. To spotkanie w Genewie należało do ostatnich. Odtąd urywa się też ich korespondencja.

Materialnie był Strzelecki dobrze zabezpieczony. Zajmował bogaty apartament w Londynie przy ulicy Saville Row nr 23. Doczekał sławy. W jednym z listów do znajomej do kraju , na pytanie, co znaczy wielka ilość liter umieszczonych przy jego nazwisku, odpowiada:

"K.C.M.G - które znaczą: gwiazda orderu Michała i Jerzego, nadana przez królową za moje pięcioletnie podróże badawcze w Australii. C.B. - skrót orderu Łaźni, który mi nadała królowa za moje czteroletnie usługi w Irlandii. D.C.I. - doktor prawa cywilnego, honorowy tytuł akademicki, którym zaszczycił mnie Uniwersytet Oksfordzki za moje zasługi. F.R.S. oznacza członka Królewskiego Towarzystwa w Londynie, do którego zostałem wybrany za moje badania naukowe. F.R.G.S. oznacza członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Wybór ten zawdzięczam pracy, którą wydałem w roku 1845 i którą wymienione Towarzystwo nagrodziło złotym medalem.

Zarazem proszę, aby Pani zechciała wierzyć, że jakąkolwiek byłaby wartość tych wyróżnień [...] przedstawiają tylko szereg usług i prac bardzo poważnych i męczących, które doprowadzają mnie w chwili, kiedy do pani piszę, do stanu w y c z e r p a n e g o ł a d u n k u. O t o [...] m o j e o b e c n e p o ł o ż e n i e!".

Warto tu podkreślić, że Strzelecki nigdy nie używał tytułu hrabiowskiego, mimo że mu przysługiwał, choć w prasie i literaturze niemal z reguły tytułem tym go darzono. Jak również tytułem Sir. Mówił bowiem: "Sława nie ma wartości dla mnie, podobnie jak reszta ambicji tego świata".

Treść testamentu, jakkolwiek wydawała się dziwaczna, uszanowano. Cały majątek zapisał bowiem człowiekowi, jak go nazywała rodzina, "obcemu, "przybłędzie" - J.L. Sarverowi, nazwanemu "znakomitym przyjacielem". Również nieznanymi postaciami dla badaczy życia Strzeleckiego są dwaj świadkowie asystujący przy spisaniu testamentu: Allwright i A. Wesley. Wątpliwości i pytania pozostały bez odpowiedzi: niedopuszczanie do Strzeleckiego w ostatnich dniach jego życia jego przyjaciół; dziwna więź w ostatnich dniach życia z osobnikiem dotąd nieznanym; data wystawienia testamentu: dwa i pół dnia przed śmiercią, gdy Strzelecki był już zupełnie niedołężny [rak wątroby].

W testamencie prosi egzekutora, aby "pogrzeb był jak najskromniejszy", "aby wszystkie moje papiery, pamiątki, notatki, wycinki, listy do mnie adresowane [...] zaraz po mojej śmierci spalić". To żądanie zostało niestety skrupulatnie spełnione ku niepowetowanej szkodzie przyszłych biografów.

Na kilka tygodni przed śmiercią tak pisze w liście: "Gdybym był młodym, największą moją pociechą byłoby zakończyć życie w rodzinnym kraju, dla którego zachowuję najczulsze uczucia".

Barwna osoba Strzeleckiego była ponoć inspiracją do postaci Hrabiego z "Pana Tadeusza" [wszak i Strzelecki był hrabią i podróżował po Włoszech]. Mickiewicz zaś w 1831 roku bawił kilka dni u Turnów. Karol Dickens w "Klubie Pickwicka" wprowadza Strzeleckiego jako hrabiego Smorltork.

Postać Strzeleckiego z pewnością zasłużyła na inspirację i dumę z osiągnięć Polaka odkrywcy, szczególnie dla społeczności polskiej w Australii, która nie ustawała i nie ustaje w działaniach na rzecz popularyzacji tego wielkiego Polaka [planowany film dokumentalny]. Wielkopolanie z pokorą sprzyjają tym przedsięwzięciom, na informację o których czekają "dla wspólnego dobra rodaków".

Anna Witek

10. 09. 2006r.
RODAKpress



 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS