STAN PODLEGŁOŚCI - Aleksander Ścios

Wydawnictwo ANTYK - Aleksander Ścios - "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia Dezinformacji"


 

STAN PODLEGŁOŚCI

Śmierć płk. Leszka Tobiasza i kryjące się za nią okoliczności dotyczące afery marszałkowej powinny zwrócić uwagę na bezprecedensowy w demokratycznych krajach fakt, iż głową państwa jest dziś człowiek uwikłany w rozliczne kontakty z ludźmi wojskowej bezpieki i wysokimi oficerami "ludowego" wojska.

Zmarły przed kilkoma dniami główny świadek oskarżenia w procesie przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu należał z pewnością do ludzi, którzy posiadali istotną wiedzę o Bronisławie Komorowskim. To płk Leszek Tobiasz miał zgłosić się do Komorowskiego 21 listopada 2007 r. z propozycją przedstawienia dowodów na korupcyjną działalność Komisji Weryfikacyjnej i przez kolejne tygodnie wielokrotnie odwiedzał ówczesnego marszałka Sejmu. To ten człowiek był uczestnikiem tajnej narady z Bronisławem Komorowskim, Krzysztofem Bondarykiem, Grzegorzem Reszką i Pawłem Grasiem, podczas której poczyniono ustalenia w zakresie działań dotyczących członków Komisji Weryfikacyjnej. W następstwie tych ustaleń Tobiasz został przewieziony przez Bondaryka do siedziby ABW, gdzie złożył zawiadomienie o podejrzeniu rzekomej korupcji. Choć wobec Tobiasza toczyły się postępowania prokuratorskie, a w roku 2011 został skazany prawomocnym wyrokiem na pół roku więzienia w zawieszeniu - należał do osób obdarzonych szczególnym zaufaniem organów III RP.

Nagła śmierć głównego świadka oskarżenia uniemożliwi realizację wniosku Wojciecha Sumlińskiego o przeprowadzenie konfrontacji pomiędzy płk. Tobiaszem, płk. Aleksandrem L. oraz Bronisławem Komorowskim - w celu wyjaśnienia rozlicznych rozbieżności istniejących w zeznaniach tych osób.

To wydarzenie nakazuje spojrzeć w stronę samego Bronisława Komorowskiego. Ludzie, których darzył zaufaniem, nie służyli bowiem w armii stojącej na straży polskich granic, a ich zadanie nie polegało na obronie naszej niepodległości. Służby wojskowe PRL nie miały zaś nic wspólnego z ich odpowiednikami w armiach wolnego świata.

Z instrukcji "o działalności kontrwywiadowczej w siłach zbrojnych PRL" wynika, iż podstawowe zadanie kontrwywiadu wojskowego polegało na " ochronie wojska przed oddziaływaniem sił antysocjalistycznych i ośrodków dywersji ideologicznej" oraz "wykrywaniu w wojsku przestępstw, zwłaszcza charakteru politycznego", zaś tzw. wywiad wojskowy miał zajmować się " zdobywaniem, opracowywaniem i przekazywaniem kierownictwu Partii i Rządu, kierownictwu Ministerstwa Obrony Narodowej i siłom zbrojnym PRL materiałów i informacji wywiadowczych o potencjalnych przeciwnikach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i państw wspólnoty socjalistycznej ."

Sławomir Cenckiewicz, który przez lata studiował archiwa LWP, nie miał najmniejszych wątpliwości pisząc, że "armia PRL stała się głównym gwarantem wpływów i kontroli sowieckiej nad Polską", zaś na zakończenie swojej fundamentalnej pracy "Długie ramię Moskwy" doszedł do jednoznacznej konkluzji : " Przez wiele lat byłem skłonny wierzyć tym wszystkim, którzy powtarzali, że wyjąwszy politruków z Głównego Zarządu Politycznego, większość oficerów LWP była polskimi patriotami. Badania nad wywiadem wojskowym PRL [...] nakazały negatywnie zweryfikować te zapewnienia. Analizując przez lata tysiące dokumentów, materiałów operacyjnych i akt personalnych oficerów, doszedłem do przekonania, że LWP było niemal w pełni zsowietyzowane. Ta książka jest ostatecznym pożegnaniem z mitem o "patriotach w mundurach" z LWP."

Choć głos historyka dalece odbiega od oficjalnej propagandy III RP, nakazującej postrzegać w żołnierzach LWP "ludzi honoru" i przyrównywać tradycje tej armii z dziejami polskiego oręża - warto na związki Bronisława Komorowskiego patrzeć nie tylko w perspektywie historycznej, ale też poprzez obecną postawę lokatora Belwederu i jego stosunek do kremlowskiego reżimu. Tym bardziej, jeśli mamy świadomość, że dla Komorowskiego istnieje cienka granica, między dwiema skrajnymi postawami, a granicę tę wyznacza...przypadek.

Gdy na początku lat 90. ten nauczyciel historii z Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie i przewodniczący Fundacji Pomocy Bibliotekom Polskim, trafił nagle do ministerstwa obrony narodowej, kierował nim jeszcze gen.Florian Siwicki, dowódca 2 armii LWP podczas interwencji w Czechosłowacji, jeden z twórców stanu wojennego. Atutem Komorowskiego miał być fakt, że umiał rozmawiać z "czerwonymi" generałami i potrafił ułożyć sobie stosunki z Siwickim. Na czym polegała umiejętność nowego wiceministra możemy wnioskować z relacji samego Komorowskiego. Wspominał on, że Siwicki zagadnął go kiedyś: " A wie pan, że ja mogłem być teraz w Londynie, ale nie zdążyłem do armii Andersa". "Wtedy zrozumiałem - mówił Komorowski - że życiem rządzi przypadek. Przecież on przez to, że nie zdążył, został komunistą, a ja przez to, że urodziłem się odpowiednio późno - zostałem antykomunistą" .

Zgodnie z tą życiową filozofią, Bronisław Komorowski nie mógł w "przypadkowych komunistach" i oficerach LWP widzieć zbrodniarzy lub zdrajców - nawet, jeśli w 2006 roku Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu postawiła Siwickiego w stan oskarżenia za zbrodnie komunistyczne.

Negatywny stosunek do lustracji i dekomunizacji w wojsku, Komorowski manifestował od początku pracy w MON. Wtedy, gdy struktury postkomunistyczne były najsłabsze, a opinia publiczna pamiętała zbrodnie stanu wojennego, on chronił aparat postsowiecki, tłumacząc np., że wywiad wojskowy nie pracował na rzecz ZSRR, a zarzuty o patologiach istniejących w WSI są " efektem inspiracji służb cywilnych".

Pytany w roku 1992: " Na czym polegają patologiczne układy w służbach specjalnych MON?- Komorowski odpowiadał: - " Nie wiem. Nie podzielam spiskowej teorii dziejów. Przez dwa lata pracy w MON nie zetknąłem się z sytuacjami, które mogłyby potwierdzić istnienie takich układów". Było to zaledwie kilka miesięcy po sporządzeniu poufnego raportu tzw. komisji Okrzesika, w której opisano m.in. szereg nieprawidłowości i nadużyć finansowych w dawnym Szefostwie WSW; przedstawiono działania tej służby przeciwko opozycji politycznej, przypadki niszczenia akt, a przede wszystkim, potwierdzono fakt ścisłej współpracy oficerów WSW ze służbami sowieckiego okupanta.

Natomiast w roku 2005, gdy prasa szeroko rozpisywała się na temat działań WSI, Komorowski dywagował: " nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że niezweryfikowanie WSI to jeden z grzechów pierworodnych III RP. A to, że tyle się ostatnio mówi o wszelkich patologiach w WSI..., cóż, jestem przekonany, że są to działania z inspiracji służb cywilnych. To efekt walki między tymi dwiema instytucjami - może z zewnątrz wcale tak niewyglądającej, ale w gruncie rzeczy zdrowej rywalizacji ."

Od początku swojej pracy w MON, Komorowski musiał cieszyć się niezwykłym zaufaniem oficerów wojskowej bezpieki. Krzysztof Wyszkowski w piśmie procesowym złożonym w toku postępowania przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, złożył wniosek o powołanie na świadka Bronisława Komorowskiego - " na okoliczność współpracy Lecha Wałęsy z SB" . W uzasadnieniu wniosku Wyszkowski napisał: " Jako wiceminister ON poinformował mnie, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w r. 1990, że otrzymał z WSI szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. czarnej teczki Tymińskiego, czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB." Nowy wiceminister obrony był zatem dla ludzi wojskowego kontrwywiadu człowiekiem godnym zaufania, skoro dzielono się z nim tak szczególną wiedzą. Jak wiemy, słynną "czarną teczkę" Tymińskiego z materiałami obciążającymi Wałęsę, miały przygotować służby wojskowe.

Było to zaufanie wzajemne, ponieważ w tym samym czasie Komorowski awansował na szefa kontrwywiadu płk Lucjana Jaworskiego, tropiącego w latach 80. "wrogów ojczyzny" spod znaku konspiracyjnych "Wiadomości", ˝Tygodnika Wojennego˝, czy "Robotnika". Składając wyjaśnienia przed Komisją Weryfikacyjną płk Jaworski stwierdził, że "minister Komorowski zgodził się, abym mógł dobierać sobie ludzi do kontrwywiadu ". To wówczas pozytywną weryfikację przeszli: płk Aleksander L. (szef Zarządu I Szefostwa WSW) i ppłk Leszek Tobiasz, przyjęci przez Komorowskiego do kontrwywiadu. Ten drugi - przyjaciel płk Jaworskiego należał w latach 80. do prześladowców opozycji niepodległościowej, a po roku 1990 zajmował się penetracją Kościoła i środowiska dziennikarskiego. Z teczki Nadzoru Szczególnego Kryptonim "Anioł", założonej 28 lutego 2002 roku w związku z pozyskiwaniem materiałów kompromitujących abp. Juliusza Paetza wynika, że oficerem odpowiedzialnym za tę robotę był Leszek Tobiasz.

Nie jest też prawdą, jak twierdził Komorowski, że w latach 90 sam usunął płk L. ze służby. Odejście szefa Zarządu I WSW nastąpiło w efekcie ujawnienia wniosków zawartych w "Raporcie podkomisji nadzwyczajnej do zbadania działalności byłej WSW", w której zwrócono uwagę na nieprawidłowości i przestępstwa, jakie miały miejsce w WSW.

O tym, że związki z L. przetrwały próbę czasu, może świadczyć wydarzenie opisane przed laty przez Leszka Misiaka. Przypomniał on, że gdy w roku 2004 syn Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego z najbogatszych Polaków, o fakcie tym poinformował Misiaka właśnie płk. Aleksander L., przedstawiając się jako rzecznik i znajomy Komorowskiego. Do dziś nie wiemy: jakie związki łączyły Komorowskiego z głównym aktorem afery marszałkowej, podejrzewanym przez ABW o współpracę z rosyjskim wywiadem.

Kilka lat później, gdy Komorowski pełnił już funkcję ministra obrony narodowej, podejmowane przez niego decyzje świadczyły o szczególnym zaufaniu, jakim obdarzał ludzi wojskowej bezpieki. To on był wówczas protektorem dalszej kariery gen Bolesława Izydorczyka, kursanta GRU z 1989 roku i szefa WSI z lat 1992-94. W roku 2000 związki Izydorczyka ze służbami sowieckimi i rosyjskimi były przedmiotem zainteresowania Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI, w ramach sprawy o krypt. "GWIAZDA" oraz postępowania sprawdzającego, w związku z ubieganiem się przez generała o wydanie poświadczenia bezpieczeństwa. Ustalono m.in., że latem 1992 r. Izydorczyk spotkał się w Zakopanem z rezydentem służb rosyjskich w okolicznościach " które jednoznacznie wskazywały na spotkanie wywiadowcze ". W liście do ministra Komorowskiego, ówczesny szef WSI Tadeusz Rusak pisał, że " analiza całego materiału [.] skłania nas do stwierdzenia, iż gen. dyw. Izydorczyk celowo może ukrywać fakty związane z okresem pobytu w Moskwie " i odmówił wydania certyfikatu. Musiał to jednak uczynić - jak sam stwierdził - " na skutek nacisków szefa MON ministra Bronisława Komorowskiego ". Dzięki Komorowskiemu Izydorczyk uzyskał certyfikat bezpieczeństwa NATO do dokumentów oznaczonych klauzulą "ściśle tajne" i mógł wyjechać do Brukseli, gdzie objął funkcję Dyrektora Partnership Coordination Cell (PCC) w Mons. Przebywał tam do 2003 r. mając dostęp do informacji stanowiących najwyższe tajemnice NATO. W tym samym czasie media ujawniły, że związany z Grzegorzem Żemkiem i aferą FOZZ płk Zenon Klamecki, zastępca szefa Zarządu III WSI, kontaktował się z autorami filmu "Dramat w trzech aktach" (o rzekomym udziale Jarosława i Lecha Kaczyńskich w aferze FOZZ). W obronie Klameckiego stanął natychmiast minister Komorowski, tłumacząc mediom, że Klamecki jest "restrukturyzowany".

Okres ministrowania Komorowskiego w MON to czas, gdy w polskim sejmie grupa oficerów WSI stosując techniki operacyjne podsłuchiwała rozmowy posłów z sejmowej Komisji Obrony, którzy decydowali o losach trzech ogromnych przetargów: na zakup samolotu wielozadaniowego, transportera opancerzonego i przeciwpancernego pocisku kierowanego. To także czas przestępczej działalności fundacji "Pro Civili" zarządzanej przez ludzi WSI, storpedowania reformy szkolnictwa wojskowego, przeprowadzenia kombinacji operacyjnej przeciwko wiceministrowi Szeremietiewowi, gospodarczej "aktywności" oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej, działalności prywatnej Szkoły Wyższej Warszawskiej i Fundacji Rozwoju Edukacji i Techniki, które również okazały się biznesem kierowanym przez WSI, sprzedaży gruntów Wojskowego Instytutu Medycznego firmie Euro-Medical Lilianny Wejchert czy zakupu bez przetargu samolotów CASA, pozbawionych w Polsce centrum serwisowego.. To wówczas zabrakło pieniędzy na żołd dla żołnierzy, kolejka kadry oficerskiej czekającej na mieszkanie wzrosła do 17 tys. osób., a eksport uzbrojenia spadł do 20 mln dolarów rocznie. Ostatnia decyzja Komorowskiego na stanowisku ministra MON - podjęta miesiąc po atakach terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton - dotyczyła zaś drastycznego obniżenia zarobków żołnierzy jednostki GROM. Na skutek tej decyzji, w lutym 2003 r. odeszło z GROM- u czterdziestu doskonale wyszkolonych żołnierzy, czyli połowa składu jednostki.

Za wieloma z tych zdarzeń kryją się również nazwiska znajomych i współpracowników Bronisława Komorowskiego: gen. Adama Tylusa, gen. Bogusława Smólskiego, gen. Mariana Robełka, gen. Andrzeja Ameliańczyka, płk. Henryka Demiańczuka, mjr. Smolińskiego czy gen. Pawła Nowaka.

Przed pięcioma laty rząd PiS podjął historyczną decyzję o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, a Sejm zatwierdził prawo umożliwiające weryfikację oświadczeń żołnierzy tej służby oraz sporządzenie " Raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI" opublikowanego następnie w Monitorze Polskim na mocy postanowienia Prezydenta RP z dnia 16 lutego 2007 r. W Raporcie, korzystającym z wagi dokumentu urzędowego zawarto szczegółowy opis setek patologii, jakie miały miejsce w WSI, na przestrzeni 15 lat istnienia tej formacji; licznych przypadków korupcji, nadużywania władzy, przestępstw gospodarczych i skarbowych. Dokument wymienia setki nazwisk żołnierzy, polityków, dziennikarzy i innych osób publicznych oraz wskazuje na stopień ich odpowiedzialności wobec prawa.

Nazwisko Bronisława Komorowskiego pojawia się na kartach Raportu ponad 60 razy i wymieniane jest w kontekście wielorakiej odpowiedzialności tego polityka. To dostateczny powód, by Komorowski stał się najzagorzalszym krytykiem procesu likwidacji WSI i na przestrzeni ostatnich lat w niewybrednych słowach atakował jego autorów, podważając polityczne znaczenie tego aktu. Nazwisko dzisiejszego prezydenta miało się również przewijać w niepublikowanym uzupełnieniu do Raportu. Tam też miały znaleźć się informacje kompromitujące wpływowych polityków Platformy Obywatelskiej. To z kolei wydaje się dostatecznym powodem dla rozpętania afery marszałkowej i poszukiwania sposobów na zdyskredytowanie Komisji Weryfikacyjnej .

Wizerunek Bronisława Komorowskiego, nakreślony w Raporcie z Weryfikacji WSI w niczym nie przypomina obrazu "spokojnego konserwatysty" i "męża stanu" - usilnie narzucanego przez media III RP. To wizerunek człowieka, który od początków swojej politycznej kariery wspierał ludzi z aparatu komunistycznych służb, generałów po moskiewskich uczelniach ,żołnierzy wojskowej bezpieki prześladujących polskie społeczeństwo, kursantów GRU oraz ludzi oskarżanych o korupcję czy współpracę z wrogimi Polsce służbami. Jako wiceminister i szef resortu obrony, Komorowski odpowiada nie tylko za afery z udziałem ludzi WSI, za nieudolność i brak profesjonalizmu tej służby, ale także za realizację polityki kadrowej, która pozwalała na zachowanie w strukturach Wojska Polskiego dominacji wyższych oficerów LWP, ludzi o skostniałych, prosowieckich poglądach - wywodzących się z formacji, która w okresie PRL-u kontynuowała zbrodnicze tradycje Informacji Wojskowej.

Antoni Macierewicz podsumował kiedyś postawę Komorowskiego słowami: "Marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z WSI i powinien za to ponieść odpowiedzialność ." Dziś ochrona ludzi WSI wykracza poza obszar politycznej i personalnej protekcji i dotyczy planów przeprowadzenia "systemowych reform" służb specjalnych. Koncepcje prezydenckiego BBN-u zmierzają wprost do odtworzenia stanu sprzed 2006 roku i mają cofnąć nas w epokę układu personalnego byłych WSI. To najgroźniejsza konsekwencja obecnej pozycji Komorowskiego i jego przeświadczenia o całkowitej bezkarności.

Człowiek, który doskonale znał realia sowieckiego zniewolenia, były agent GRU Wiktor Suworow, na wieść o likwidacji WSI powiedział:

" Ludzie szkoleni w Moskwie nigdy nie przestaną służyć Moskwie. Niezależne od tego, czy na Kremlu będzie zasiadał car, Putin czy gensek, oni zawsze będą niewolnikami Moskwy. Zależność ta jest zaprogramowana w mózgach wszystkich, których Moskwa wykształciła. Oficerowie, którzy byli szkoleni przez sowieckie służby, nigdy nie powinni pracować w służbach niepodległej Polski. Oni nie są niepodlegli ."

Aleksander Ścios
Blog autora
Artykuł opublikowany w nr 8/2012 Gazety Polskiej po tytułem "Wojskowa twarz Bronisława Komorowskiego".

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

26.02.2012r.
RODAKnet.com

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet