Funkcjonariusz POlicji, janczar tuskowy i sojusznik niemieckich bandytów
SŁOWO KTÓREGO NIENAWIDZĄ
Dla jednych jest pojęciem historycznym, obrosłym w mity i feeryczne skojarzenia, dla innych - wciąż niespełnionym wyzwaniem, od którego nie ma ucieczki, dla większości - słowem odartym z treści i znaczenia. Nadal najtrudniejszym do zdefiniowania i nadal tak groźnym, że wspominanym raz do roku.
Potwierdza, że mogą istnieć wspólnoty niezależne od obcych wpływów i rządy ludzi wolnych od mentalności raba. Przeczy ideologii "geopolitycznego realizmu", którą miernoty i tchórze próbują osłonić własne zaprzaństwo. Wyznacza zakres autentycznej wolności, u której podstaw leży suwerenność państwa i jego autonomia w sprawach wewnętrznych i zewnętrznych. Wolności nieograniczonej blagierskim "róbta co chceta" - bo rozumianej jako prawo czynienia tego, co nie zagraża innym ludziom, a czyni człowieka lepszym i otwartym na prawdę.
To słowo nakazuje traktować historię, jako sumę doświadczeń równie ważnych, jak wiedza o teraźniejszości. Czerpie z jej dziedzictwa w przeświadczeniu, że mądrość minionych pokoleń stanowi sukcesję, bez której następne pokolenia nie będą mogły istnieć. Niesie świadomość, że tylko tradycja i kultura dają gwarancję trwałości narodowej wspólnoty. Przypomina - kim w przeszłości byliśmy i jaką cenę płacą narody bez pamięci.
Dzięki temu słowu odżywają daty hańby i triumfu: nocy rozbiorów, powstań narodowych, roku 1918, zwycięstwa nad bolszewikami, klęsk II wojny światowej i lat sowieckiej okupacji. To słowo wywołuje nazwiska bohaterów i pamięć o tysiącach bezimiennych. Każe wspominać "wielkich zdradzonych" i przywoływać uczynki podstępnych kanalii. Powraca niesione na bitewnych sztandarach i wyskrobane paznokciem w więziennej celi.
To na jego dźwięk "tracimy rozsądek" bądź popadamy w najgłębszy smutek. Odmieniane dziś - podczas "narodowego święta" - pozbawia nas złudzeń lub wskrzesza ostatnią nadzieję.
Aleksander Ścios
Blog autora
ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO
14.11.2011r.
RODAKnet.com