RODAKpress - head
HOME - button
HISTORIA - ŚWIADEK OSKARŻENIA - ALEKSANDER ŚCIOS




HISTORIA - ŚWIADEK OSKARŻENIA


Waldemar Chrostowski, kierowca, przyjaciel, "bohaterski" uciekinier... zdrajca

Stara zasada rzymskiego prawa mówi, że "czego nie ma w aktach, nie istnieje na świecie" (quod non est in actis, non est in mundo). Ta zasada - obowiązująca również w polskim prawie - nie zwalnia jakoby sądu z obowiązku wyjaśnienia sprawy, czyli dotarcia do prawdy. Lecz ponieważ sąd to prawo - nie sprawiedliwość, zatem sąd III RP potrafi rozstrzygnąć sprawę, bez konieczności ustalenia prawdy materialnej (obiektywnej).

Orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie, jakie zapadło w sprawie Waldemar Chrostowski versus Wojciech Sumliński i WPROST powinno zwrócić uwagę głównie z tej przyczyny, że w kwestii ustalenia prawdy odsyła nas do niezwykłego świadka. Prowadząca rozprawy sędzia szczerze wyznała, iż " sąd nie ma możliwości przeprowadzenia dowodu: prawda czy fałsz". A skoro nie ma takich możliwości - sąd odesłał nazbyt ciekawskich obywateli do jedynego arbitra - "historii" i uznał, że tylko ona ma prawo ocenić postępowanie Chrostowskiego. Tylko historia - zdaniem sądu III RP - jest władna rozstrzygnąć, czy Waldemar Chrostowski "był związany z SB". Bez najmniejszej obawy narażenia się na poważny konflikt logiczny sąd przyznał, że nie wie, jaka jest prawda na temat Chrostowskiego, ale jednocześnie stwierdził, że " za wcześnie na sugerowanie, że miał on związki z SB" .

Kiedy zatem można takiej "sugestii" użyć? Tylko wówczas, gdy wypowie się na ten temat historia. Czemu - chciałoby się dociekać - sąd nie zadał owej "historii" fundamentalnego pytania, czemu nie wezwał jej na świadka, nie powołał jako eksperta? Dlaczego wydał wyrok, choć przyznał, że nie wie jak wygląda prawda?

Znamy odpowiedź na to pytanie.

Sąd III RP orzekł bowiem, że w procesie o ochronę dóbr osobistych należy oddzielić ocenę zdarzeń historycznych od stwierdzeń odnoszących się do postaw i zachowań ich uczestników. Te drugie - zdaniem sądu - muszą być poparte " wskazaniem rzetelnych i wiarygodnych źródeł ".

W praktyce oznacza to, że jeśli z oceny zdarzeń historycznych wynika, iż ktoś zachował się jak zdrajca - w żaden sposób nie mogę nazwać go po imieniu, dopóki nie będę dysponował " rzetelnymi i wiarygodnymi źródłami ". Takim źródłem nie będą dokumenty archiwalne, bo zdaniem sądu - " to dokumenty szczątkowe, z których takich sugestii wywieść nie można ". Nie będą nim również zeznania biegłego i świadków - bo ten pierwszy okazał się "stronniczy" zamieszczając w prasie artykuły historyczne, a z listy kilkunastu świadków sąd wybrał jednego - byłego milicjanta, który mógł powiedzieć tylko tyle, że "nie został zwolniony z tajemnicy służbowej".

Nie warto pytać sądu III RP - jaki werdykt wydała polska historia - bo jego odpowiedzialność za dotarcie do prawdy jest żadna, choć prawa o jej orzekaniu - ogromne. Nie warto również, dlatego, że sądom III RP nader często niezawisłość myli się z nieomylnością, co zamiast boskich przymiotów, przydaje tym ludziom pożałowania godny wymiar.

Dość zauważyć, że stosując zasady sądu III RP nie mógłbym nazwać Stalina mordercą, bo nie dysponuję żadnymi "rzetelnymi i wiarygodnymi źródłami", by móc to wykazać. Nie mam dokumentu, w którym ów Stalin przyznał się, że jest mordercą, a w myśl logiki tego sądu - wszystkie relacje historyków i zeznania świadków będą "stronnicze".

W tej jednak, konkretnej sprawie mamy do czynienia z szeregiem działań, których efekty pozwoliły sądowi wydać taki, a nie inny wyrok. Można nawet powiedzieć, że proces Chrostowski kontra Sumliński miał wielu współuczestników, którzy zadbali o końcowy werdykt. Oto fakty:

- 2 lutego 1984 r. Waldemar Chrostowski został zarejestrowany przez sekcję I Wydziału IV SUSW w Warszawie pod numerem 39785 - jako "zabezpieczenie operacyjne do sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Popiel" (to sprawa dotycząca ks.Jerzego). Na karcie ewidencyjnej dotyczącej Chrostowskiego zachowała się informacja o jego pseudonimie operacyjnym - "Desperat". " Zabezpieczenie operacyjne" - było taką konspiracją w ramach SB. Chodziło o to, by jeden funkcjonariusz nie wchodził w drogę drugiemu przy rozpracowywaniu kogoś" - wyjaśnia politolog i historyk z UJ Antoni Dudek.

-31 sierpnia 1987 r. mecenas Edward Wende w imieniu Waldemara Chrostowskiego, zawarł z MSW ugodę. Opatrzono ją klauzulą tajności. W najważniejszym fragmencie ugody zapisano: " Poszkodowany przyznaje, że wyłączną odpowiedzialność za wyrządzoną mu krzywdę ponoszą osoby skazane wyrokiem sądu Wojewódzkiego w Toruniu w dniu 7 lutego 1985 roku". W ugodzie czytamy ponadto: " Skarb Państwa - Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (...) postanawia, kierując się pobudkami humanitarnymi, wynagrodzić powstałą szkodę ze środków budżetowych ". Na podstawie tej ugody MSW wypłaciło Chrostowskiemu ogromną jak na ówczesne warunki kwotę 1 mln 800 tys. zł, co stanowiło odpowiednik kilkuletniej pensji. Nigdy wcześniej, ani później peerelowskie MSW nie zawarło podobnej ugody.

- W grudniu 1989 r. teczka z materiałami dotyczącymi Waldemara Chrostowskiego została zniszczona - rzekomo " z powodu braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej ".

- W 2006 roku prezes IPN Janusz Kurtyka w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w TVN stwierdził: " W świetle materiałów, jakie znajdują się w IPN można powiedzieć, że Waldemar Chrostowski był TW SB "

- W 2008 r. Wojciech Sumliński został pozwany przez Waldemara Chrostowskiego. Przedmiotem pozwu był artykuł w tygodniku "Wprost",który zapowiadał książkę Sumlińskiego " Kto naprawdę go zabił ?". " Za samą książkę nigdy nie zostałem przez Chrostowskiego pozwany, chociaż zawierała więcej materiałów, także tych bezpośrednio dotyczących Chrostowskiego " - twierdzi Sumliński.

- W maju 2008 roku Wojciech Sumliński powołał na świadka dr. Leszka Pietrzaka, którego opinię cytował w artykule, będącym przedmiotem rozprawy sądowej. Historyk zeznał, że Chrostowski był tajnym współpracownikiem (TW) SB o ps. "Desperat". To samo zeznał inny świadek Sumlińskiego, prokurator Andrzej Witkowski, który dwukrotnie prowadził śledztwo w sprawie funkcjonowania związku przestępczego wewnątrz MSW. Wszystko, co dziennikarz napisał o kierowcy ks. Jerzego jest prawdą - stwierdził Witkowski. Zeznał też, że jako prokurator, w sprawie zamachu na ks. Popiełuszkę miał postawić zarzuty Chrostowskiemu oraz gen. Czesławowi Kiszczakowi.

- 13 maja 2008 roku ABW dokonało przeszukania w domu Sumlińskiego. W trakcie rewizji skonfiskowano mu dokumenty z jego dziennikarskiej pracy. Również te ze śledztwa w sprawie zamachu na księdza Jerzego. Przeszukania dokonano również w mieszkaniu dr.Leszka Pietrzaka

- W październiku 2008 roku sąd odrzucił zeznania Leszka Pietrzaka, zarzucając im stronniczość. Jako powód podano fakt publikacji w dzienniku "Polska" trzech artykułów Pietrzaka, w których autor wspomniał m.in.o Chrostowskim.

- 28 października 2008 roku dr. Leszek Pietrzak napisał w komentarzu pod moim tekstem "GRA ZBRODNIĄ - FAŁSZERZE Z WSI". : W swoim artykule w "Polsce" starałem się zrekonstruować w skondensowanej formie mniej więcej wszystko to, co działo sie w sprawie pomiędzy 19 października 1984r. a marcem 1990r.(do tego momentu formalnie prowadzone były sprawy TERESA, TRAWA i ROBOT). Zabrałem głos jako historyk. Z uwagi na fakt, ze w latach 2003-2004 byłem biegłym w śledztwie nie mogę wskazywać dowodów, jakie przemawiają za tezami zawartymi w artykule. Nie taka jest tez rola historyka. Mój tekst leżał w redakcji wiele miesięcy i to redakcja podjęła decyzję o jego opublikowaniu . Zabrałem głos również dlatego, ze wiele wyników mojej ciężkiej pracy było prezentowanych przez media, niejako poza mną. Zostałem już opluty przez wiele środowisk i redakcji oraz wiele znanych "autorytetów"."

- W październiku 2008 roku sąd zażądał od Wojciecha Sumlińskiego dokumentów, na podstawie których opublikował swój artykuł we WPROST i opisał związki Chrostowskiego z SB. " Ale jak mogłem je pokazać skoro zabrało je w maju ABW. Miałem tylko pokwitowanie z prokuratury z wykazem tego, co mi zabrano. Miałem dowody na istnienie dokumentów potwierdzających te związki. Np. pokwitowanie z wyszczególnionymi dokumentami zabranymi mi przez ABW, czy skany tych dokumentów, które umieściłem w książce "Kto naprawdę go zabił?". Sąd jednak stwierdził, że rozpatruje artykuł, który zapowiadał książkę, a nie samą książkę" - wyjaśnia Sumliński.

5 listopada 2008 roku, po orzeczeniu sądu I instancji, nakazującym przeproszenie Chrostowskiego, Wojciech Sumliński w komentarzu opublikowanym pod moim tekstem "ZABIĆ RAZ JESZCZE..." napisał m.in. :

"Mimo wzburzenia i niezrozumienia werdyktu sądu pierwszej instancji, który - moim zdaniem - ma niewiele wspólnego z zasadami sprawiedliwości, milczałbym, czekając na werdykt sądu drugiej instancji. Jeżeli zabieram głos już teraz, to dlatego, że zostałem sprowokowany: po pierwsze szokującą informacją "Wprost" i po drugie - dzisiejszą publikacją Gazety Wyborczej atakującą Bogdana Rymanowskiego, który w swoim programie dociekał, kim naprawdę jest Waldemar Chrostowski. Znana dziennikarka Gazety Wyborczej uważa, że zna odpowiedź na to pytanie.

W pierwszym zdaniu dzisiejszego tekstu autorka pisze, że Chrostowski był przyjacielem Księdza Jerzego. I niestety już to pierwsze zdanie tekstu jest kłamstwem. Waldemar Chrostowski nie był przyjacielem księdza Jerzego i wie to każdy, kto rozmawiał z rodziną bądź prawdziwymi przyjaciółmi Kapelana Solidarności. To nie przypadek, że zarówno rodzice jak i bracia księdza Jerzego nie chcą znać Chrostowskiego i nie utrzymywali z nim kontaktu od jesieni 1984 roku. (Chrostowski doskonale wie o stosunku do niego bliskich Księdza Jerzego, co przyznał w procesie, nie wie tylko - jak zeznał - dlaczego bliscy zamordowanego Księdza nie chcą go znać). Wpływ na to miało wiele faktów. Najprzód Chrostowski wielokrotnie nadużył ich zaufania - przywłaszczył sobie samochód Księdza za który nigdy się z bliskimi Księdza Jerzego nie rozliczył (był tak małostkowy, że nawet podczas mojego procesu twierdził, że tak do końca nie wiadomo, czyj to był samochód, a następnie, przygwożdżony pytaniami, twierdził, że rozliczył się z rodziną Kapelana, bo ... przekazał samochód Muzeum Księdza Popiełuszki. A przecież to muzeum powstało trzy lata temu!) Chrostowski nadużył zaufanie krewnych zamordowanego Kapłana sprzedając unikatowe zdjęcia Księdza Jerzego spoczywającego w trumnie francuskiej prasie, popełnił też względem rodziny - do której po śmierci księdza odnosił się z wyższością i pogardą - szereg innych niegodziwości.

To także nie przypadek, że prawie wszyscy - przynajmniej wszyscy do których dotarłem w liczbie killkudziesięciu - przyjaciele księdza Jerzego po jesieni 1984 roku odsunęli się od Chrostowskiego i nie chcą go znać po dziś dzień. Przyjaciele bardzo różni - od Seweryna Jaworskiego, poprzez Romę Szczepkowską, zaprzyjaźnione z księdzem Jerzym siostry Loretanki i hutników z ochrony Księdza, aż po księży Przekazińskiego czy Małkowskiego. Ci ludzie nie zrazili się do Chrostowskiego ot tak sobie, bez przyczyny. Zszokowało ich szereg jego różnych zachowań, już po tragedii. A to, że zamiast w skupieniu odnieść się do tragedii, pił na plebanii, szarogęsił się tam i wszczynał awantury. A to, że wychodził nocami na tajemnicze spotkania. To znów, że dokonywał przeszukań rzeczy księdza Jerzego (właśnie na takim występku złapał go księdz Przekaziński, który od tamtej pory nie chce go znać). Sytuacji dziwnych, czy wręcz szokujących, o których mówili mi bliscy księdza było tak wiele, że pisząc tylko o nich możnaby napisać pokaźną książkę. Drugą kwestią jest "ucieczka" Chrostowskiego z samochodu, na której skupia się dzisiejsza Gazeta Wyborcza. Niemożliwość wykonania skoku, o którym opowiadał Chrostowski, to tylko jedna z kilkudziesięciu przesłanek wskazujących, że nie mówił prawdy o okoliczność "ucieczki". Nadpiłowane ząbki kajdanek, opinia dwóch biegłych, w tym profesora Włochowicza, zawierająca jednoznaczną informację, że NAJPIERW marynarka została przecięta ostrym narzędziem, a dopiero później zetknęła się z podłożem (nawiasem mówiąc sąd w sentencji uznał, że Chrostowski mógł najpierw wyskoczyć a dopiero później uciekając gdzieś marynarkę podrzeć - TYM SAMYM SĄD POLEMIZOWAŁ Z BIEGŁYMI), policyjny pies, który podważył wersję Chrostowskiego i dziesiątki innych tylko pozornie drobnych sprzeczności. Do tego dochodzi ocena zachowanych dokumentów. Biegły Leszek Pietrzak dociskany w sądzie powiedział nawet więcej, niż zawarł to w dokumentach. Powiedział wprost, że CHROSTOWSKI WSPÓŁPRACOWAŁ Z SB (i to znajduje się w dokumentach z procesu, a mimo to sąd orzekł jak orzekł), co wywołało furię strony przeciwnej, ugoda z MSW ( nikt, a rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami na ten temat, nie słyszał, by ktokolwiek inny zawarł ugodę z kiszczakowskim MSW nie wspominając już o horrendalnej kwocie - 1650000 zł - kilkuletnia ówczesna pensja) której istnienia nie negował nawet mecenas strony przeciwnej. Sugerował jedynie, że Chrostowski mógł nic o niej nie wiedzieć, że mogła ona zostać zawarta poza jego plecami (Innymi słowy, z tego toku rozumowania wynikałoby, że ... mecenas Wende zawarł tę ugodę sam i przywłaszczył sobie pieniądze bez wiedzy Chrostowskiego). Ugoda ta raz na zawsze miała "przyklepać" ustalenia Procesu Toruńskiego, ponieważ wynikało z niej, że wszyscy odpowiedzialni za tę zbrodnię zostali skazani. Wątpliwości - a nawet dużo więcej, niż wątpliwości - odnośnie postawy Waldemara Chrostowskiego jest multum. Mimo to w swoich tekstach posługiwałem się więcej, niż wyważonym językiem, mając świadomość, że w takiej sprawie niechybnie będzie proces. Dlatego prace nad tekstami trwały ponad rok, dlatego też "język tekstu" analizowało trzech prawników - "Wprost", Wydawnictwa Rosner i Wspólnicy oraz jeszcze jeden, zaprzyjaźniony -i wszyscy orzekli, że w odniesieniu do posiadanych dokumentów jest on bardzo wstrzemięźliwy, bo "mając to co mamy" - jak mówili- można było ująć rzecz całą dużo ostrzej. A jednak mimo tej ostrożnośći, mimo wydawałoby się posiadania wszystkich kart w ręku - w pierwszej instancji proces przegrałem. Sąd uznał, że nie wiadomo, czy ja rzeczywiście miałem dokumenty ze śledztwa, bo IPN nie zgłaszał ich zaginięcia (A PRZECIEŻ PROKURATURA PRAGA PÓŁNOC PROWADZIŁa ROCZNE ŚLEDZTWO W SPRAWIE WYCIEKU I ZAMIESZCZENIA W MOJEJ KSIĄŻCE DOKUMENTÓW ZE ŚLEDZTWA, CZYLI PROWADZIŁA POSTĘPOWANIE W SPRAWIE WYCIEKU, KTÓREGO - ZDANIEM SĄDU - NIE BYŁO), a ponadto zeznania jednego z moich dwóch głównych świadków, dr Leszka Pietrzaka, uznał za stosunkowo mało istotne, ponieważ publikował w tej sprawie teksty, a więc jest "publicystą" - nie biegłym. Żeby to dobrze wytłumaczyć: sąd oceniał rzetelność zbierania materiałów do tekstów i zawartych w tekstach informacji. Teksty - dla Wprost i do książki pt. "Kto naprawdę Go zabił?" powstały jesienią roku 2005 i wtedy też korzystałem z opinii i wiedzy biegłego. "Publicystą" według sądu biegły stał się w roku 2008, ponieważ wtedy zawarł swoje publikacje w dzienniku "Polska". A zatem ja byłem nierzetelny w zbieraniu informacji, bo w roku 2005 nie zauważyłem, że w roku 2008 biegły Leszek Pietrzak stanie się - jak to ocenił sąd - publicystą. Jeżeli ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć, to bardzo proszę, bo ja tego pojąć nie umiem. Po prostu nie umiem. W tekście Gazety Wyborczej autorka skupia się na "skoku" Chrostowskiego z samochodu, jakby chciała pokazać, że to jedyny powód wątpliwości. Nic bardziej mylnego. To tylko jeden z bardzo licznych powodów wątpliwości - i wcale nie najważniejszy. Można by na ten temat - tylko tych wątpliwości - napisać tomy, ale to być może temat na inny czas. Po poniedziałkowym wyroku sądu w "sprawie Chrostowski - Sumliński", w sprawie dotyczącej Księdza Jerzego nie zdziwi mnie już nic.[...]

Ja już zrozumiałem- wyjęcie z tego muru fałszu tak dużej "cegły", jaką stanowi Waldemar Chrostowski, to wyłom na tyle duży, że mógłby stanowić początek końca i "ustaleń" Procesu Toruńskiego i wielu innych kłamstw, które w sposób bezpośredni bądź pośredni wiążą się z zamordowaniem Kapelana Solidarności. Jak pokazał poniedziałkowy werdykt sądu, bardzo trudno będzie ten mur zburzyć. Okazuje się, że nie wystarczy dotrzeć do ponad stu świadków - prokuratorów, policjantów, biegłych, życzliwych i nieżyczliwych - nie wystarczy dotrzeć do akt śledztwa, nie wystarczy złapać Chrostowskiego na licznych kłamstwach i niejasnościach. Otwarte pozostaje pytanie, co jeszcze trzeba zrobić, by obronić prawdę? Mimo wszystko - nie tracę nadziei."

Ja także nie tracę nadziei, że przyjdzie czas, gdy ten najważniejszy - przywoływany przez sąd III RP świadek - jakim jest polska historia, okaże się bezlitosnym sędzią dla wszystkich, którzy chcą z niej uczynić narzędzie skrywające prawdę.

Na tyle bezlitosnym, że skaże ich na zapomnienie.

Źródła:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7333199,Sad_nakazal_przeprosic_kierowce_
ks__Jerzego.html

http://www.wprost.pl/ar/?O=82059&pg=2

http://www.fronda.pl/news/czytaj/kim_byl_kierowca_ks_popieluszki

http://cogito.salon24.pl/77747,gra-zbrodnia-falszerze-z-wsi#comment_1144058

http://cogito.salon24.pl/77751,zabic-raz-jeszcze#comment_1144238

Aleksander Ścios

Polecamy blog autora

Z wpisów pod artykułem

Historia - swiadek oskarżenia

Szanowny Panie Aleksandrze
W pierwszych słowach dziękuję, ze podjął Pan ten temat. W zasadzie, jak zawsze, w swojej publikacji zawarł Pan całą kwintesnecję sprawy. Dlatego, a także przez wzgląd na fakt, że trudno być sędzią we własnej sprawie, odniosę się tylko do jednego elementu dyskusji- wypowiedzi dr Jana Żaryna. To jedyny element, który trudno mi było w całej tej historii zrozumieć. Powodem tej trudności był fakt, że prezes IPN, prof Janusz Kurtyka w lutym 2006 roku, po mojej publikacji we Wprost i wydaniu książki zawierającej m.in. informacje o Waldemarze Chrostowskim stanowiące przedmiot sporu, podczas mojej bytności w IPN pogratulował mi "świetnej" ksiązki i "doskonałych" informacji. W tym samym miesiącu w programie TVN 24 w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim prof. Kurtyka stwierdził, iż wszystko co napisałem o Waldemarze Chrostowskim jest prawdą! Dysponuję nagraniem tej rozmowy po dziś dzień i chetnie je Panu dostarczę w określony przez Pana sposób (sąd nie wziął tej wypowiedzi pod uwagę, ponieważ oceniał dowody zebrane do momentu publikacji). W tym kontekście zadziwiony wypowiedzią dr Jana Zaryna z 2008 roku poprosiłem Grzegorza Górnego, by zapytał Pana doktora, którego dobrze zna, skąd takie słowa. Doktor Zaryn wytłumaczył Grzegorzowi, że patrzy na tę sprawe jako historyk, nie znający pełnych dowodów i dokumentów śledztwa ( doktor Zaryn ich nie zna, do czego się przyznał !)nie jak prokurator i dlatego sprawę ocenia z punktu widzenia historyka. Jak stwierdzil Pan Doktor Zaryn, z punktu widzenia historyka WYDAJE MU SIĘ, że Chrostowski jest niewinny. Zarówno Grzegorz Górny jak i rozmawiający z doktorem Zarynem Łukasz Kurtz - dziennikarz także badający sprawę Waldemara Chrostowskiego i mający w tym względzie identyczne zdanie jak ja - powiedzieli mi, że doktor Zaryn powiedział więcej niż wie. O tym że tak jest świadczy to co doktor Zaryn mówił o spalonym mieszkaniu Chrostowskiego, którego miało byc rzekomym dowodem represji na Chrostowskim. Było inaczej. Ksiądz Jerzy mówił bliskim i przyjaciołom, że zamierza zwolnic Chrostowskiego. Niedługo po tym Chrostowski wynosi wszystkie cenne rzeczy z mieszkania (magnetowid, kolorowy telewizor, itd) a następnej nocy jego mieszkanie płonie. Czy Chrostowski przewidział pożar? Być może był jasnowidzem, ale można na tę sprawe popatrzec inaczej: Ksiądz Jerzy mówi, ze chce zwolnić kierowcę, bo stracił do niego zaufanie. Ksiądz Jerzy jest non stop podsłuchiwany i inwigilowany (hutnicy co kilka dni znajdowali nowe "pluskwy"), SB zna więc zamiar Księdza. SB podpala więc mieszkanie Chrostowskiego wcześniej go o tym uprzedzając (stąd noc wcześniej wynosi on z mieszkania wszystko co dla niego cenne). W efekcie Ksiądz nie może zwpolnić Chrostowskiego, bo ten nie ma się gdzie podziać. Więcej - Ksiądz Jerzy czuje się w moralnym obowiązku znalaźć mu lokum i w ten sposób kierowca zamieszkuje na plebanii. Tym jednym ruchem SB zniweczyła zamiar Księdza Jerzego zwolnienia Chrostowskiego, a co więcej, spowodowała, że od tego momentu Ksiądz miał już Chrostowskiego przy sobie non stop. wszystko to dzialo się na miesiąc przed zbrodnią. Doktor Żaryn, jak uczciwie się przyznał przed moimimi kolegami, nie znał tych faktów, nie znał kontekstu, wiedział tylko o samym pażarze. Niestety, powiedział co powiedział, więcej niz wiedział i teraz inni opierając się na jego niewiedzy podpierają się jego autorytetem. Cóż można zrobić? Jak powiedział sąd, Chrostowskiego oceni historia, a ja - no cóż - będę sie odwoływał do ostatniej instancji, bo wiem - i wie to także sam Waldemar Chrostowski (odsyłam do wywiadu z księdzem Małkowskim PRAWDZIWYM przyjacielem księdza Jerzego na portalu Frondy)- że napisałem prawdę. A to, że o prawdziwości lub nieprawdziwości moich słów - jak uważa sąd - trudno dziś przesądzać, to już zupełnia inna historia. Tak czy inaczej - za podjęcie tematu z całego serca dziękuję. Pozostaję w najgłębszym szacunku dla Pana pracy i dociekliwości - Wojciech Sumliński

2009-12-06 10:19 wojciech sumliński

***

Historia oceni w przyszłości - przeprosiny już teraz

Jako formę ps do poprzedniego wpisu, niejako puentując, chciałbym zwrócić uwagę na dwa fakty. Dziennikarz może dowodzić, że napisał prawdę w oparciu o źródło tekstowe (dokumenty) i osobowe (świadkowie). W tym zadziwiającym procesie obu tych mozliwości mnie pozbawiono. Dokumenty bowiem zabrała mi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 13 maja 2008 roku (1500 stron dotyczących zamordowania ks. Jerzego)i w sądzie mogłem przedstawić jedynie część z nich, tylko te, które udało mi się "odtworzyć". Jednocześnie odrzucono prawie wszystkich świadków (poza jednym - Sewerynem Jaworskim) na których nie ciążyła tajemnica państwowa czy służbowa, a którzy mieli wiedzę na temat Waldemara Chrostowskiego (odrzuconom rodzinę i przyjaciół Księdza Jerzego, hutników z Jego ochrony, znajomych Chrostowskiego i wiele innych osób). W efekcie dopuszczono zaledwie trzech świadków (prokurator Andrzej Witkowski, biegły IPN dr Leszek Pietrzak, oficer KW Policji w Lublinie Jan Samborski)na których ciążyła tajemnica państwowa i służbowa, której to tajemnicy z nich sąd nie zdjął. Poniewaz rozprawy były jawne, z udziałem publiczności, każde wypowiedziane przez tych świadków zdanie ujawniające informacje ze śledztwa groziło im oskarżeniem i karą do 8 lat pozbawienia wolności. Mimo to, mocno ryzykując powiedzieli dużo: Witkowski- że miejsce Waldemara Chrostowskiego jest na ławie oskarżonych i znalazłby się tam, gdyby Witkowski prowadził sledztwo kilka miesięcy dłużej, Pietrzak - że Waldemar Chrostowski był tajnym współpracownikiem SB. (Jak wiadomo, do zeznań Witkowskiego sąd w ogóle sie nie odniósł, zeznania Pietrzaka wyeliminował uznając go za publicystę, którego w związku z tym, ze na ten temat pisał artykuły w Polska The Times, nie można uznać za oceniającego Chrostowskiego na zimno biegłego, a przecież Pietrzak pisał tylko o tym, co ustalił). W efekcie sąd jednych świadków odrzucił, innym - nieodrzuconym - poprzez fakt nie zdjecia z nich tajemnicy próbował zawiązać języki, a tych, którzy mimo wszystko zaryzykowali narażenie się na odpowiedzialność karną i powiedzieli prawdę - zmarginalizował i wyeliminował. W efekcie sąd mógł orzec, iż nie potrafi ocenić, czy napisałem prawdę o Waldemarze Chrostowskim (jak twierdził w roku 2006 prof Kurtyka), czy też nie (jak niefortunnie zasugerował w roku 2008, w omówionej przeze mnie w poprzednim wpisie wypowiedzi dr Żaryn, co ochoczo podchwycili obrońcy Waldemara Chrostowskiego uznając, że "IPN mówi o niewinności Chrostowskiego"), ale tak na wszelki wypadek powinienem przeprosić. Trudno mi to wszystko zrozumieć i gdybym w całej tej sprawie nie był uczestnikiem, tylko widzem, pomyślałbym może że to jakiś tragikomiczny film, z naciskiem na tragedię nie komedię. Ponieważ jednak w całej tej sprawie, najważniejszej zawodowej sprawie mojego życia, chodzi nie tylko o mnie, ale o - ujmę to górnolotnie, bo tak o tej sprawie myślę - prawdę, która może mieć istotny wpływ na szereg innych spraw powiazanych z ta sprawą, a tym samym na ocenę całej najnowszej historii Polski, trudno mi się pogodzić z tym, by ocenę tej sprawy pozostawiać historii. Sądowy werdykt na szczęście - wbrew oczekiwaniom Waldemara Chrostowskiego i jego obrońcy, który twierdził, że całą prawdę o tej zbrodni poznaliśmy w Procesie Toruńskim w roku 1984 - nie zamyka tej sprawy, a przeciwnie, jeszcze szerzej otwiera ją na dociekania dziennikarzy i nie tylko dziennikarzy. Dlatego gorąco zachęcam do tych dociekań, ponieważ wierzę, że każdy, kto zagłębi się w tę sprawę, zrozumie nie tylko to, z jaką materią ma do czynienia, ale także to, gdzie leży prawda.
Wojciech Sumliński

2009-12-06 13:06 wojciech sumliński

***

wojciech sumliński

Szanowny Panie Wojciechu,

Dziękuję, że zechciał Pan zabrać głos pod tym tekstem i naświetlił okoliczności wypowiedzi dr. Żaryna. Dziękuję również za dobre słowo. Pańska ocena jest dla mnie niezwykle ważna.
Byłem bardzo zdziwiony opinią dr. Żaryna, szczególnie, że ceniłem dotąd rzetelność tego historyka. W wywiadzie z kwietnia br. Żaryn sformułował bardzo ważną dla historyka ocenę, mówiąc, iż "Kwerendy nigdy się nie kończą, kończy się jedynie druk książki.". Jeśli zatem nie znał pełnych dowodów i dokumentów śledztwa, jego wypowiedź z marca jest zdecydowanie na wyrost.
Okoliczności w jakich doszło do pożaru w mieszkaniu Chrostowskiego, mogą wskazywać, że chodziło o uwiarygodnienie tej osoby i doprowadzenie do sytuacji, by zamieszkał u księdza Jerzego.
Ten sposób działania SB, poprzez kombinację operacyjną jest ogólnie znany.
Ksiądz Stanisław Małkowski, z którym wywiad Pan przywołuje, dość jednoznacznie ocenia ten fakt mówiąc:
"Dla mnie ważnym było to, że po pożarze silne wątpliwości co do uczciwości Chrostowskiego miał ks. Jerzy. Ale odsunął je od siebie. Gdy Chrostowski zamieszkał u ks. Jerzego, to zachowywał się dziwnie. Przeglądał nie swoje rzeczy, oglądał nieodpowiednie filmy. Nie wiem czy można je nazwać pornograficznymi. Na pewno były nieodpowiednie.
Myślałem sobie: Jak to? W mieszkaniu ks. Jerzego? Ale i to mnie tak całkowicie nie przekonało. Tłumaczyłem sobie, że Chrostowski ma takie prostackie zachowanie i to wszystko. Po śmierci ks. Jerzego wątpliwości powróciły. Najbardziej zastanawiały te podpiłowane kajdanki, które Chrostowskiemu rozpięły się w czasie skoku z samochodu.
Moją czujność obudził też dystans, jaki wobec Chrostowskiego zauważyłem ze strony rodziny Popiełuszków. Później dystans zamienił się w całkowite zerwanie kontaktów".

http://www.fronda.pl/news/czytaj/chrostowski_kierowca_ks_jerzego_to_zdrajca

W Pańskiej sprawie z Chrostowskim, istotna wydaje się również ta okoliczność, że orzeczenie sądu ma wymiar prewencji, jest rodzajem ostrzeżenia pod adresem nazbyt dociekliwych publicystów, którzy posiadając mocne przesłanki i odwagę cywilną zechcą zmierzyć się z utartymi poglądami - szczególnie w zakresie historii współczesnej.
Jeśli Pan, przy dochowaniu należytej staranności (o czym sąd również był przekonany) jest zmuszany do przepraszania za uprawnioną opinię - ten przykład ma zniechęcić potencjalnych badaczy i publicystów przed śmiałym podważaniem "standardów historycznych" III RP.
Dlatego warto w tej sprawie walczyć do końca, bo ma ona wymiar dotyczący naszej wolności.
Choć niewiele dziś osób, zdaje się pojmować wagę Pańskiej pracy, służącej nam wszystkim - wierzę, że doczeka się Pan sprawiedliwej oceny. W Polsce, która wyjaśni hańbiącą nas wszystkich tajemnicę śmierci księdza Jerzego.
Życzę Panu wielkiej siły i wytrwałości.
Serdecznie pozdrawiam.

2009-12-06 13:41 Aleksander Ścios

***

Zachęcamy do śledzenia całej dyskusji pod artykułem Aleksandra Ściosa na jego blogu.

07.12.2009r.
RODAKpress

Ks. Małkowski: Kierowca ks. Jerzego jest zdrajcą (FRONDA)

Sąd orzekł, że Waldemara Chrostowskiego osądzi historia. - To nie jest człowiek sumienia. Był jak Judasz - mówi ks.Stanisław Małkowski, przyjaciel ks. Popiełuszki, również kapelan "Solidarności"

Kiedy Ksiądz poznał Waldemara Chrostowskiego?
Trudno mi sobie przypomnieć dokładny czas i okoliczności. Na pewno było to u ks. Jerzego. Kiedy go odwiedzałem, często spotykałem Chrostowskiego. Po pożarze w swoim mieszaniu zamieszkał nawet u ks. Jerzego. Uważałem go za człowieka zaufanego. Skoro ks. Jerzy obdarzał go zaufaniem...

Nie było wtedy wątpliwości co do wiarygodności Chrostowskiego?
Pewne głosy krytyki i przestrogi do mnie dochodziły. Mówiono o tym, że widziano go w nieodpowiednim towarzystwie. Słyszałem też wtedy, że inaczej zachowywał się przy ks. Jerzym, a inaczej podczas jego nieobecności. Nie było to jednak dla mnie przekonywujące. Ks. Jerzy w dalszym ciągu ufał swojemu kierowcy.

Później dowiedziałem się, że sceptyczni co do osoby Chrostowskiego byli koledzy ks. Jerzego z jego rocznika w seminarium. Mówili mu: "uważaj na tego kierowcę, bo to jakiś szemrany typ". Ks. Jerzy odrzucał jednak od siebie te głosy. Wobec czego i ja nie przestawałem ufać Chrostowskiemu.

Ale Księdza stosunek do kierowcy ks. Jerzego z czasem uległ zmianie. Dlaczego?
Właściwie to dopiero książka Wojciecha Sumlińskiego upewniła mnie, że Chrostowski miał coś wspólnego z SB. Ale poważnych wątpliwości nabrałem dużo wcześniej. Pierwszy raz po pożarze jego mieszkania.

Chrostowski tłumaczy, że był nękany przez SB. Stąd podpalenie jego mieszkania. Powtarzają to również niektórzy historycy.

Dla mnie ważnym było to, że po pożarze silne wątpliwości co do uczciwości Chrostowskiego miał ks. Jerzy. Ale odsunął je od siebie. Gdy Chrostowski zamieszkał u ks. Jerzego, to zachowywał się dziwnie. Przeglądał nie swoje rzeczy, oglądał nieodpowiednie filmy. Nie wiem czy można je nazwać pornograficznymi. Na pewno były nieodpowiednie.

Myślałem sobie: Jak to? W mieszkaniu ks. Jerzego? Ale i to mnie tak całkowicie nie przekonało. Tłumaczyłem sobie, że Chrostowski ma takie prostackie zachowanie i to wszystko. Po śmierci ks. Jerzego wątpliwości powróciły. Najbardziej zastanawiały te podpiłowane kajdanki, które Chrostowskiemu rozpięły się w czasie skoku z samochodu.

Moją czujność obudził też dystans, jaki wobec Chrostowskiego zauważyłem ze strony rodziny Popiełuszków. Później dystans zamienił się w całkowite zerwanie kontaktów. Ja sam z Chrostowskim nie miałem w zasadzie kontaktu. Przychodził co roku w rocznicę śmierci ks. Jerzego do kościoła św. Stanisława Kostki. Był witany osobiście przez księży. Podawałem mu rękę. Z reguły zamienialiśmy kilka słów.

Powiedział Ksiądz, że całkowicie o związkach Chrostowskiego z SB przekonała Księdza lektura "Kto naprawdę go zabił?".
Tak. Od tego momentu nie mam wątpliwości. Ta książka pozwoliła mi zweryfikować te wątpliwości, o których mówiłem wcześniej. Po przeczytaniu książki zastanawiałem się, jak się musiał czuć ks. Jerzy już tam po drugiej stronie, kiedy usłyszał, że Chrostowski jest zdrajcą. Może nawet czuł się jak Pan Jezus po zdradzie Judasza. Tylko, że Jezus wcześniej wiedział, że Judasz zdradzi. Ks. Jerzy nie wiedział. Mało tego, traktował Chrostowskiego jak przyjaciela.

Z książki dowiedziałem się też o tajnej ugodzie, jaką zawarł mecenas Wende w imieniu Chrostowskiego z MSW. Jedyny przypadek w historii, że MSW wypłaciło odszkodowanie. Tak naprawdę była to zapłata za milczenie. To pokazuje, że kierowca ks. Jerzego nie jest człowiekiem sumienia.

A kiedy po raz ostatni widział Ksiądz Chrostowskiego?
Stosunkowo niedawno, jakieś kilka miesięcy temu. Poszedłem na przystanek, żeby jak zwykle pojechać na cmentarz (ks. Małkowski pełni posługę na cmentarzu w Wólce Węglowej w Warszawie - red.). Na przystanku stał Chrostowski. Zatrzymałem się, bo nie chciałem ani z nim rozmawiać, ani podawać mu ręki.

Gdy się odwróciłem, Chrostowski schował się za wiatę na przystanku. Widocznie i on chciał uniknąć tego spotkania. Pewnie wiedział, że ja wiem.

Rozmawiał Mariusz Majewski

Czytaj także:
Kim naprawdę był Waldemar Chrostowski, kierowca ks. Popiełuszki


 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS