DWIE PERSPEKTYWY - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.


DWIE PERSPEKTYWY

Przez długie osiem lat czekałem na upadek reżimu PO-PSL - największego nieszczęścia, jakie dotknęło Polaków od czasu magdalenkowego szalbierstwa. Nie było w historii III RP ekipy, która uczyniłaby większe spustoszenia. Nigdy też, po roku 1990, nie działała grupa równie regresywna i agresywna, ściśle powiązana z triumwiratem III RP i ludźmi komunistycznej bezpieki. Poniesione w tym czasie straty kulturowe, ekonomiczne i moralne, będziemy odczuwali przez kilka następnych pokoleń.
Być może przyjdzie czas, gdy rzetelni analitycy ocenią ten okres ośmioletniej zapaści - nie tylko poprzez pryzmat polityczny bądź prawny, ale w kontekście ogromu krzywd i strat, jakich doznało polskie społeczeństwo. Taki bilans musi zostać sporządzony, choćby po to, by nigdy więcej podobna grupa szalbierzy i politycznych rzezimieszków nie mogła rujnować naszej ojczyzny.

Nie jest tajemnicą, że czas rządów PO-PSL, można oceniać z dwóch różnych perspektyw, osadzonych w indywidualnych doświadczeniach i okolicznościach. W przededniu "rozstrzygnięcia wyborczego" warto sobie uświadomić tę różnicę, nawet nie po to, by epatować łatwym populizmem, ale dlatego, by w przyszłości nie popełniać błędów w ocenie cudzych intencji i celów.

Pierwsza perspektywa dotyczy polityków Prawa i Sprawiedliwości, działaczy partyjnych, redaktorów naczelnych "wolnych mediów", publicystów i intelektualistów kojarzonych z opozycją. Ludzi, którzy przez ostatnie osiem lat nie utracili więzi towarzyskich, zawodowych lub finansowych, z grupą nazywaną establishmentem III RP. Tych osób nikt nie pozbawił poselskich apanaży, nie odebrał im dochodów ani profitów z uczestnictwa w spektaklach "demokracji parlamentarnej". Przez ostatnie lata mieli dostęp do "salonów politycznych" III RP, posiedli możliwość brylowania w ośrodkach propagandy oraz budowania swoich pozycji w oparciu o przekaz publiczny. To prawda, że również ich srodze doświadczono - utratą przyjaciół poległych w Smoleńsku, seansami pomówień, oszczerstw i nienawiści, jednak przypadki te zawsze znajdowały się w centrum uwagi wyborców i były rekompensowane wsparciem moralnym i wzrostem zaufania społecznego.
Trzeba także pamiętać, że w ostatnich latach powstało wiele nowych tytułów prasowych, powołano telewizję i media elektroniczne, kojarzone z przekazem "wolnego słowa". Zyski z tych przedsięwzięć zasiliły kieszenie "niezależnych" dziennikarzy, zaś udziały w spółkach medialnych stały się źródłem dochodów dla prezesów i redaktorów naczelnych. Co najważniejsze - Polacy obdarzyli tych ludzi ogromnym zaufaniem, udzielając im nieograniczonego kredytu i namaszczając na rzeczników interesu społecznego. Wielu z tych ludzi - często niewspółmiernie do predyspozycji moralnych i intelektualnych, zostało wykreowanych do roli "niepokornych" opozycjonistów lub obdarzonych mianem autorytetów moralnych. Nie pomylę się też twierdząc, że dla niektórych przedstawicieli środowiska "wolnych mediów", okres rządów PO-PSL stanowił czas najlepszej prosperity i pozwolił osiągnąć status, jakiego nigdy nie uzyskaliby w warunkach autentycznej demokracji i wolności słowa.

Druga perspektywa, musi natomiast obejmować miliony zwykłych wyborców i sympatyków opozycji. Ludzi bez koneksji i środowiskowych znajomości, doświadczonych dotkliwie przez reżim, zmęczonych codziennymi problemami, porażonych ogromem kłamstwa, zalewem podłości i nienawiści. Tych, którzy utracili pracę, często z powodu głoszonych poglądów, których prześladowano za krytykę władzy, za obronę rodziny i polskich wartości, których pozbawiano wolności i poczucia bezpieczeństwa. Tych, którzy płakali po zamachu smoleńskim, byli bici na Krakowskim Przedmieściu, nazywani "bydłem" przez reżimowych polityków i "marginesem" przez hierarchów Kościoła. Tych, którzy utracili nadzieję i radość życia, którzy bali się mówić i krzyczeć. Ludzi oszukanych i zawiedzionych, spragnionych prawdy i wolności, doświadczanych realiami życia w komunistycznej hybrydzie. Skrzywdzonych cicho i w ukryciu lub oficjalnie - "w majestacie prawa" stanowionego przez łotrów.
Każdy z Państwa wie, o jakiej perspektywie myślę i każdy potrafiłby dopisać własne doświadczenia do tego bagażu wielorakich krzywd i doznanych nieprawości.
Nietrudno zrozumieć, że z tych dwóch, czasem bardzo dalekich perspektyw, można wyprowadzać zasadniczo różne oceny reżimu PO-PSL. Można też odmiennie interpretować poszczególne wydarzenia i mieć rozbieżne opinie o postaciach tego reżimu. To stan całkowicie naturalny, o którym decydują względy środowiskowe, zasób osobistych doświadczeń i potrzeb, ale też wizje korzyści i rachunek strat.
Dlaczego dziś trzeba przypominać o dwóch perspektywach i stawiać pytania na przekór przedwyborczym nastrojom?
Przede wszystkim dlatego, że szczęśliwi posiadacze pierwszej perspektywy, chcą uchodzić za reprezentantów naszych interesów, korzystać z naszego zaufania, wiary i pieniędzy. Ważne jest także to, że partia, która zamierza działać w naszym imieniu, nie nazywa się "Gospodarka i Innowacja" i nie nosi nazwy "Współpraca i Dialog". Słowa "Prawo i Sprawiedliwość" zostały w ostatnich latach zbyt splugawione i zapomniane, by Polacy mieli nie dostrzegać powinności zawartych w nazwie tej partii.
Trzeba też o tym przypominać i stawiać trudne pytania, bo w ostatnim miesiącu, pan Jarosław Kaczyński kilkakrotnie sformułował deklaracje, w których ujawnił polityczne intencje swojego środowiska. Padły m.in. zapewnienia - " Nie możemy w tej chwili myśleć o żadnym rewanżu, o żadnym odwecie. Musimy myśleć tylko o jednym: jak Polskę dobrze zmienić! ". Niewiele dni później, wyborcy PiS mogli usłyszeć - " Nie idziemy do władzy po odwet czy wyrównanie rachunków. Idziemy po to, by uczynić to, co jest potrzebne ." Padły także zapowiedzi o woli " umacniania " i " szanowania roli opozycji " oraz szczególne słowa - " Jesteśmy gotowi zapominać i wybaczać ", przyprawione wszakże zapewnieniem - " Ale prawo będzie działało ".
Nie mając podstaw, by podejrzewać pana Kaczyńskiego o zamiar oszukiwania wyborców, przyjmuję, że słowa te zawierają arcyważną deklarację polityczną złożoną ludziom obecnego reżimu. Deklarację - jak mam prawo sądzić, skierowaną do partyjnych kolegów z PO i PSL i złożoną w imieniu członków Prawa i Sprawiedliwości.
Nie chciałbym bowiem przypuszczać, że szef opozycji tak dalece pomylił swoje powinności, iż utożsamia partię z wyborcami lub chciałby narzucić im własną, partyjną perspektywę. W całym cywilizowanym świecie (do którego, jak zapewnia nas PiS, w pełni należymy) politycy są ludźmi, którym określona grupa obywateli powierza obowiązek reprezentowania ich interesów. Z wykonania tego obowiązku politycy są rozliczani, a za cenę społecznego poparcia, prestiżu i niemałych dochodów, mają słuchać głosu elektoratu i zabiegać o jego względy.
Ten model cywilizacyjny różni się zasadniczo od realiów państwa komunistycznego, w których to partia narzuca obywatelom swoją wolę i nie licząc się z interesem wyborcy-społeczeństwa, próbuje realizować tyleż utopijne, jak fałszywe i zbrodnicze "programy". Tam zatem, gdzie polityk twierdzi, iż wie lepiej, czego oczekuje jego wyborca, mamy klasyczny przykład mentalności komunistycznej. Tam zaś, gdzie polityk jest zmuszony słuchać głosu wyborcy i liczyć się z jego opinią, możemy mówić o wolności i demokracji.
Zakładam więc, że prezes Prawa i Sprawiedliwości ma oczywiste prawo składania takich deklaracji - w imieniu członków swojej partii. Ewentualnie - w imieniu środowiska zwanego "wolnymi mediami". I nikogo więcej.
Potrafię zrozumieć, że pana Kaczyńskiego i ludzi bliskich PiS stać na wielkoduszność i przekreślenie krzywd, jakich doznali od swoich parlamentarnych kolegów. Można to uznać za wysoce chrześcijańską i godną podziwu postawę. Politycy PiS-u mają prawo zapowiadać, że będą traktowali ludzi PO i PSL niczym "święte krowy" opozycji oraz zapewniać ich o braku "odwetu". Być może, deklaracje te wynikają z wiedzy pana prezesa na temat nastrojów wśród działaczy PiS. Być może służą uspokojeniu emocji i wyciszeniu żądzy odwetu i zemsty, panującej wśród polityków opozycji. Tego nie wiemy.
Wiadomo natomiast, że takich oświadczeń pan Kaczyński nie składa w imieniu swoich wyborców. Gdyby kiedykolwiek przyszło mu to do głowy, musiałby wpierw nie tylko udzielić odpowiedzi na szereg niewygodnych pytań, ale też wytłumaczyć milionom Polaków - dlaczego ich słuszne pragnienie sprawiedliwości i naprawy doznanych krzywd, określa mianem "rewanżu" i "odwetu"? Ponieważ prezes PiS-u nigdy nie zdobył się na jedno lub drugie, uznaję, że wypowiedziane publicznie słowa są wyłącznie stanowiskiem polityków tej partii i wynikają z realizacji wizji zależnej od własnej perspektywy.
A jeśli tak, to czy w przededniu rozstrzygnięcia wyborczego nie mamy prawa zapytać- co z Polakami? Bo wiemy już, jaką wizję wyznają politycy opozycji i jak zamierzają potraktować dokonania partyjnych kolegów. W takiej sytuacji, przedstawicieli partii, która nie tylko odwołuje się do mandatu udzielonego jej przez naród, ale chce uchodzić za obrońców autentycznej aksjologii - należałoby zapytać:
- czy i jak nowa władza zamierza dokonać gruntownej oceny rządów PO-PSL oraz prezydentury B. Komorowskiego?;
- w jaki sposób chce naprawić krzywdy wyrządzone Polakom przez funkcjonariuszy reżimu?;
- czy zamierza oczyścić życie publiczne z postaci szczególnie skompromitowanych i uwikłanych w działalność antypolską ?,
- czy podejmie obowiązek rzetelnej oceny prawnej dokonań przedstawicieli reżimu PO-PSL,
- czy w ramach przeprowadzania "dobrych zmian" przywróci Polakom poczucie elementarnej sprawiedliwości i będzie dążyć do wymierzenia adekwatnych kar za najcięższe przestępstwa zdrady czy korupcji?
Nie zamierzam polemizować z retoryką pana Kaczyńskiego ani stawiać mu zarzutu porzucenia obowiązku sprawiedliwych rozliczeń. Uwzględniam jego pragmatykę i perspektywę, z jakiej dokonuje oceny polskiej rzeczywistości.
Mam jednak prawo pytać - co z milionami ludzi, którzy w ostatnich ośmiu latach mieli nieszczęście bycia zwykłymi obywatelami i doświadczyli owej drugiej, mniej korzystnej perspektywy? Czy ich upokorzenia, ból i gniew, zostaną kiedyś wyrównane? Czy po przejęciu władzy przez PiS, ich pragnienie Polski wolnej i sprawiedliwej, nie zostanie nazwane "żądzą odwetu"?
Co PiS zamierza zrobić dla nich i za nich, skoro oczekuje wyborczego poparcia? Jak rozliczy krzywdy wynikające z korupcji i zdrady "elit" III RP? Jak ukarze winnych paktowania z kremlowskimi bandytami, odpowiedzialnych za narażanie Polaków na dyktat Moskwy czy Berlina? Co z tymi, którzy chcieli nas "jednać' z ludobójcami i oddać nasz kraj na pastwę historycznych wrogów? Co z łotrami w sędziowskich togach i terrorystami w telewizyjnych okienkach? Jak zostaną wynagrodzone lata upokorzeń, kto policzy nasze straty moralne i materialne, jak wyceni niszczenie polskiej kultury, deprawację nauki i myśli?
Wobec wymowy deklaracji składanych przez pana Kaczyńskiego, trzeba pytać - jak jego partia chce sprostać oczekiwaniom Polaków i jak zamierza naprawić tysiące aktów niesprawiedliwości, uczynionych przez ludzi obecnego reżimu?

Trzeba pytać o to dziś, gdy partia pana Kaczyńskiego ma jeszcze szansę zasłużyć na nazwę Prawa i Sprawiedliwości.

Aleksander Ścios
Blog autora

podpisz petycje

Z komentarzy na blogu Autora:
viva cristo rey 21 października 2015 02:38

Witam Autora i Komentatorów

Bardzo dobry tekst, panie Aleksandrze. Należę do grupy, która patrzy z tej drugiej perspektywy. Jeśli czeka nas próba przetrącenia kręgosłupa raz na zawsze, to ci, którzy tak myślą, nie wiedzą, że ich wysiłek jest skazany na porażkę. Ponieważ polskiego ducha można ostatecznie zniszczyć tylko wraz z ostatnim Polakiem, zatem tylko za zgodą naszego Szefa - w Niebiesiech :))

Przed poprzednimi, prezydenckimi wyborami, ten pan się nie pomylił, a dziś mówi tak: "przy niekorzystnym rozkładzie głosów na małe partie PiS może być bliski zdobycia 2/3 mandatów, czyli większości konstytucyjnej!"

http://wpolityce.pl/polityka/269093-giertych-pis-moze-uzyskac-samodzielnie-wiekszosc-konstytucyjna

Wszystko zależy od woli, ale pole manewru ma znaczenie zasadnicze o tyle, że bez niego wola pozostanie tylko wolą, wsobnym aktem umysłu. Jarosław Kaczyński jest uczciwym człowiekiem, nie zdradzi. Panika w szeregach ONYCH jest nie tylko atakiem uprzedzającym i kreowaniem społecznych nastrojów. ONI wiedzą, że nocy Św. Bartłomieja nie będzie, bo żyją w dobrym, chrześcijańskim narodzie, ale "prawo będzie działało". Jeśli idzie o mnie, o moje osobiste oczekiwania, jeśli "prawo będzie działało" (a ono nie istnieje bez sprawiedliwości), to wystarczy.

Pozdrawiam serdecznie

viva cristo rey,

Bardzo bym się cieszył z deklaracji pana Kaczyńskiego, iż "prawo będzie działało", gdybyśmy tylko poznali plany PiS-u względem tzw. wymiaru sprawiedliwości. Bo o jakim działaniu prawa może być mowa, gdy miejscem największych patologii i szubrawstwa są sądy i prokuratury?
Dwukrotnie (w tym raz w Gazecie Polskiej) publikowałem teksty zatytułowane "KALENDARIUM PAŃSTWA POLICYJNEGO", w których przypominałem o najbardziej spektakularnych represjach sądowo-policyjnych. Zaprzestałem tego, gdy uświadomiłem sobie, że takie przypadki nie robią już na nikim najmniejszego wrażenia i są zbywane milczeniem. Tak działa mechanizm niewolnictwa.
Deklarację o stosowaniu prawa należałoby zatem poprzedzić szczegółowym wyjaśnieniem intencji PiS-u w sprawie "naprawy" systemu prawnego III RP.
Gdy widzę żenujące spektakle "łaszenia" się pana prezydenta i kandydatki na premiera do Policji i innych organów represyjnych oraz słyszę zapewnienia o " dobrych reformach" i "unikaniu rewolucji", mam prawo przypuszczać, że w tym obszarze partia pana Kaczyńskiego nie dokona żadnych znaczących zmian.
Kto zatem i jak będzie dbał, by "prawo działało"?
Być może wystarczą Panu zapewnienia pana prezesa, ale wyborcom PiS-u radziłbym wpierw dowiedzieć się, jak będą one realizowane.

Pozdrawiam serdecznie

***

Iwona 21 października 2015 14:30

Cyt: "Trzeba także pamiętać, że w ostatnich latach powstało wiele nowych tytułów prasowych, powołano telewizję i media elektroniczne, kojarzone z przekazem "wolnego słowa". Zyski z tych przedsięwzięć zasiliły kieszenie "niezależnych" dziennikarzy, zaś udziały w spółkach medialnych stały się źródłem dochodów dla prezesów i redaktorów naczelnych. Co najważniejsze - Polacy obdarzyli tych ludzi ogromnym zaufaniem, udzielając im nieograniczonego kredytu i namaszczając na rzeczników interesu społecznego."

Proponuję bojkot i dalsze piętnowanie tzw. "naszych" mediów. Można sobie jeszcze raz przejrzeć strony wPolityce.pl i Niezalezna.pl i artykuły z 19 października.

I dla porównania, "nie nasze" media - na przykład polskatimes.pl, która napisała wszystko, co trzeba było napisać na temat śledztwa ws. zabójstwa ks. Jerzego:

http://www.polskatimes.pl/artykul/9010020,zabojstwo-ksiedza-jerzego-popieluszki-minelo-31-lat-od-tragicznej-smierci-duchownego,2,id,t,sa.html

Absolutny skandal, nie można nad tym przejść do porządku dziennego. "Nasze media" wprowadziły tu nowe standardy "niezależności" politycznej i dziennikarskiej.

Pani Iwono,

O bojkocie oczywiście nie może być mowy, bo jeśli wyborcy PiS nie mają tyle świadomości, by bojkotować ośrodki propagandy, jakże mogliby krytycznie oceniać żurnalistów z "wolnych mediów"?
Dla wielu odbiorców, owi żurnaliści są "ideowymi" reprezentantami "wolnej myśli" i nawet do głowy im nie przyjdzie, że płacąc za funkcjonowanie tych mediów, mogliby od nich cokolwiek wymagać.
Trzeba też pamiętać, że tu działa pełna symbioza -"system zamknięty",środowiskowy, w którym jedna strona medialna (reżimowa) produkuje "paszę" dla strony drugiej (opozycyjnej). W zamian, strona reżimowa otrzymuje legitymację dziennikarstwa (brzmi to lepiej niż funkcjonariusz medialny), jest uwiarygadniana w odbiorze społecznym i traktowana niczym przekaz posiadający wartość dyskursywną.

Dość sobie wyobrazić, że gdyby nagle zamilkły TVN-y i Polsaty, zaś GW przestała się ukazywać, panowie "niezależni" publicyści nie mieliby o czym pisać. Zapanowałaby kompletna pustka i chaos, bo niemal wszyscy z nich (poza kilkoma chlubnymi wyjątkami) nie potrafią sformułować żadnej własnej i autonomicznej myśli.


(kliknij)

Cenzura, o której Pani wspomina jest oczywiście czymś wyjątkowo obrzydliwym i dzięki zachowaniom tych małych demiurgów, otrzymałem w ostatnim miesiącu solidną dawkę wiedzy o tym towarzystwie.
Ale też proszę zobaczyć, ilu Polaków podpisało petycję w sprawie powierzenia śledztwa prok.Witkowskiemu. To istotny wskaźnik naszej kondycji.
Tu działa ten sam mechanizm, z którego wyśmiewają się wyborcy PiS-u. To, czego nie ma w mediach, nie istnieje. Skoro "niezależni" żurnaliści nie nagłośnili tematu i nie napisali wprost, że trzeba podpisywać petycję, sprawa jest uważana za marginalną i pozbawioną znaczenia.
Nie jest to bynajmniej "nowy standard" zachowań, bo identycznie zachowały się owe media w przypadku afery marszałkowej i wielu spraw dotyczących B.Komorowskiego.
Tam zaś, gdzie dochodziło do konfliktu między interesem społecznym ( dochodzenie prawdy, nagłaśnianie trudnych tematów) a przekazem partyjnym PiS-u, wybór był zawsze jeden.

Pozdrawiam Panią

***

Jadzka 21 października 2015 14:51

Drogi Panie Aleksandrze, mysle ze nowy rzad nie pojdzie w slady poprzednikow z 1990 roku. To juz nie jest towarzystwo, ktore glosi ze moralnosc zmienia sie z czasem. Mam i musze miec nadzieje, ze fundament na jakim stoja zapewnia nam ze maja etyke. Etyke chrzescijanska. A w tej etyce zemsta nie jest rozkosza bogow, dochodzenie sprawiedliwosci jest powinnoscia. W Polsce jest to wyjatkowo trudne. Stalismy na strazy etyki chrzescijanskiej do czasu, jak Europa zachodnia zaczela lewicowac i tracic grunt oparty na filozofii i etyce chrzescijanskiej. Czy jest mozliwy jej powrot do korzeni? Czy Polska i inne kraje Europy Wschodniej maja szanse na przejecie tych wartosci? Czy Europa ma szanse na zachowanie swojej ideologii bez religii, lewicujacej, w obliczu ruchu ludow muzulmanskich w jej kierunku? - To rowniez bedzie mialo wplyw na polityke Polski .
Jest sporo niewiadomych, ktorych zagadki beda rozwiazane z biegiem czasu. I szybko to nie nastapi, wiec prosze Pana serdecznie o dalsze spostrzezenia historyczne, ktore nam ulatwiaja ogarnoc sytuacje Polski w sensie politycznym!
Serdecznie pozdrawiam.

Aleksander Ścios 22 października 2015 12:05

Jadzka,

Dziękuję Pani za te refleksje i odniosę je do treści mojego tekstu.
Uważam, że przebaczać - jest powinnością chrześcijanina. Zapominać - dowodem amnezji, a nierzadko głupoty. Nadto -przebaczać można tylko we własnym imieniu, lub w imieniu tych, którzy również deklarują taką wolę.
Jak Pani na pewno wie, etyka chrześcijańska nie jest zbiorem zaleceń dla ludzi dotkniętych amnezją lub głupotą. Obowiązują w niej pewne stałe normy - warunki, które winny być spełnione, gdy mówimy o zatarciu win, pojednaniu czy wybaczeniu grzechów.
Pomyślmy teraz o realiach politycznych III RP.
W roku 2010 pan Jarosław Kaczyński, w liście otwartym dotyczącym spraw polityki zagranicznej, przypomniał fundamentalną zasadę, sformułowaną przez Juliusza Mieroszewskiego - "by polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna".
Z tej zasady słuszności (moralności), miała wynikać odrębność programu PiS i ona miała decydować o sile argumentów partii opozycyjnej. To rzecz niezwykle ważna, bo niezależnie od wartości poszczególnych propozycji gospodarczych bądź politycznych, o ich doniosłości rozstrzygają przede wszystkim standardy moralne reprezentowane przez głoszących je polityków. Gdyby zabrakło takich norm - projekty PiS-u niczym nie będą się różniły od pustych obietnic wyborczych PO.
Tam zatem, gdzie pan Kaczyński odwołuje się do zasad etyki chrześcijańskiej (a tak właśnie odczytuję słowa o braku odwetu, wybaczaniu i zapominaniu), mam prawo oczekiwać, że tym deklaracjom politycznym, będą towarzyszyły określone zasady moralne. Czy tak się stanie, moglibyśmy wiedzieć dopiero wówczas, gdyby pan Kaczyński udzielił odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania.
Dlaczego? Bo nim padną słowa o "wybaczaniu", mamy prawo poznać rachunek krzywd i sposób ich naprawienia. Nim rzucą nam w twarz o "odwecie i rewanżu", chcemy wiedzieć, jakie winy ciążą na ludziach reżimu, czy i ich żałują i jak zamierzają je naprawić. To są istotne (może najważniejsze) elementy etyki chrześcijańskiej związanej z wybaczeniem i pojednaniem.
W przeciwnym wypadku, takie deklaracje polityczne prowadzą jedynie do zatarcia granic dobra i zła. Mam też prawo przypuszczać, że mają nas odwieść od poszukiwania prawdy i zabić w nas pragnienie sprawiedliwości.

Pozdrawiam serdecznie

***

Wojciech Miara 21 października 2015 21:20

A. Ścios,

świetnie opisał Pan problem, ale należy dodać do tego tekstu jeszcze jedno pytanie: jaką motywację może mieć PiS, żeby zmieniać po wyborach wygodną dla nomenklatury prawicowej perspektywę na perspektywę mniej lukrową?

Jeśli zostawimy kwestie moralne, które niekoniecznie muszą być w PiSie istotne, pozornie wydaje się, że zagwarantowanie własnej władzy poprzez wyeliminowanie siłowych i finansowych jąder układu, zdolnego do podważenia władzy PiSu, mogłoby być taką motywacją.

Ponieważ jednak wspomniał Pan o miłym złocie, które zabrzęczało już w niejednej kieszeni ,,przywódcy" czy ,,mentora" prawicy, pamiętajmy, jak znakomicie pacyfikuje ten brzęk wojowniczość - której zresztą i tak trudno się dopatrzeć u opozycji i u prezydenta Andrzeja Dudy. Gdy mamy szacunek dla ciężko zapracowanych pieniędzy, wówczas niegorszą gwarancją jest być może zawarcie układu, dającego możność uniknięcia wyniszczającej walki z układem i jego patronami zagranicznymi. W końcu można ,,dobrze rządzić" Polską ,,bez krwi", czyli w praktyce ,,doić, strzyc to bydło". Jest to perspektywa, którą znaczna część PiSu, a w tym kierownictwa, pamięta z cudownego okresu AWSowania. Jest to także perspektywa bardziej dojrzała - mądrością mówiącą, że biznes nie lubi hałasu.

A więc, powtórka wojny z lat 2005-2007 - czy ,,merytoryczne rządzenie" jak za Buzka?
Gdzie szukać u ludzi, dla których Smoleńsk to ,,jedna z istotnych spraw" elementów motywacji do wojny? Ja w przeciwieństwie do wielu optymistów, nie widzę ich.

Nie wiem, jak będzie, zobaczymy wkrótce, ale nie zdziwię się, jak będzie Pan musiał napisać coś o grubej kresce w niezbyt długiej perspektywie.

Pozdrawiam Pana

Aleksander Ścios 22 października 2015 12:46

Wojciech Miara,

Przywołał Pan ciekawy problem, ale przyznam, że niespecjalnie zaprzątam sobie głowę przyszłością PiS-u. Nawet po "odzyskaniu władzy". Od wielu miesięcy głoszę pogląd, że po 25.10. nie czeka nas żadna "rewolucja" (takich zapewnień polityków PiS wyborcy nie chcą pamiętać) lecz polityka kontynuacji. Zakładam, że w wielu obszarach nastąpią "dobre zmiany", jednak w rządach tej ekipy nie pokładam nadziei na odzyskanie wolnej Polski.
Tu jest problem rozpoznania intencji PiS-u, ale też intencji pana prezydenta Dudy. Myślę, że wyborcy chcą dziś więcej "czytać między wierszami" niż traktować literalnie pewne deklaracje i zachowania.

Bardziej interesuje mnie przyszłość ludzi, którzy oceniają rzeczywistość III RP z owej drugiej (ściśle - drugoplanowej) perspektywy. Bo dziś nikt o nich nie pyta, a nawet uznaje się takie pytania za "niepoprawne".
Chcę też mocno podkreślić, że uważam, iż prezes Prawa i Sprawiedliwości ma oczywiste prawo składania takich deklaracji w imieniu członków swojej partii. Nie zamierzam też polemizować z retoryką pana Kaczyńskiego ani stawiać mu zarzutu odstąpienia od obowiązku sprawiedliwych rozliczeń. Uwzględniam partyjną pragmatykę i perspektywę, z jakiej ci ludzie dokonują oceny polskiej rzeczywistości.

Zwracam jedynie uwagę, że to nie jest pragmatyka, w której uwzględnia się sprawy milionów wyborców. A z pewnością, nie sprawy tych, którzy po ośmiu latach rządów reżimu PO-PSL mają święte prawo wystawić tej władzy pokaźny rachunek.
Dlatego jestem wręcz zszokowany, że wyborcy PiS-u przyjmują deklaracje pana Kaczyńskiego w całkowitym milczeniu i zachowują się niczym członkowie jego partii. Jaki mają w tym interes? Trzeba przecież ostro dostrzegać tak istotne różnice, między pierwszą i drugą perspektywą. Szczególnie, gdy wszystko zmierza w kierunku uprzywilejowania tej pierwszej.
Inna jest pozycja np. pana Lipińskiego czy Brudzińskiego, inna zaś Kowalskiego i Nowaka z Pcimia i Nowej Wsi. Inne interesy przyświecają panu Karnowskiemu czy Sakiewiczowi, inne zaś czytelnikom - wyborcom PiS. Trzeba wciąż pytać - czy te środowiska na pewno chcą zabiegać o moje sprawy, czy reprezentują moje interesy, czy zrobią wszystko, by rozliczyć moje krzywdy i ukarać winnych zapaści mojego kraju?
Wiara, że tak będzie - bez odwagi formułowania pytań i twardych postulatów, jest raczej objawem obojętności na własny i cudzy los niż dowodzi troski o Polskę.

Pozdrawiam Pana

***

Aleksander Ścios 25 października 2015 23:50

Pani Urszulo, Szanowni Panowie - viva cristo rey, Maras kiełek, tobiasz11,

Bardzo się cieszę z klęski reżimu PO-PSL. Warto było doczekać chwili, gdy ta najgorsza w naszych dziejach zbieranina odejdzie w niesławie.
Proponuję jednak, by z ostatecznymi wnioskami zaczekać do czasu ogłoszenia oficjalnych danych. Już dziś wiadomo, że PiS nie będzie kwestionował wyniku wyborów, a tym bardziej, nie podejmie tematu ewentualnych oszustw wyborczych. Ponieważ w interesie reżimu leży zmniejszenie obecnej przewagi oraz dodanie głosów "przystawkom"(Kukiz) i grupie wyjątkowych szkodników (PSL), można się spodziewać pewnych "korekt".
Odnotowuję natomiast kilka charakterystycznych (i smutnych) incydentów. Mam na myśli powtórzenie przez pana Kaczyńskiego (i to natychmiast po ogłoszeniu exit poll) zapewnień -"żadnej zemsty, negatywnych emocji, osobistego odgrywania się", wzmiankę o "rozszerzaniu obozu" i "wyciąganiu ręki do wszystkich, którzy chcą dobrej zmiany" oraz przemilczenie przez prezesa PiS osoby Antoniego Macierewicza. Ten polityk nie tylko nie znalazł się w studiu wyborczym, ale szef partii całkowicie pominął jego nazwisko, wymieniając osoby "zasłużone" dla zwycięstwa. Znalazło się natomiast miejsce dla Gowina i Jurka.
Ten pierwszy zdążył już pognać do TVN-u ,by mizdrzyć się do Halickiego (postaci wyjątkowo obmierzłej) i zapewniać, że w nowym Sejmie PiS liczy na współpracę z opozycją i dla jej wzmocnienia wprowadzi "pakiet demokratyczny".
Nie napiszę, że jestem zaskoczony taką postawą PiS-u, ale przyznam, że liczyłem, iż chociaż dziś politycy tej partii oszczędzą nam pokazywania środkowego palca.

Pozdrawiam serdecznie

Iwona 26 października 2015 00:35

@ A. Ścios i Wszyscy

Niestety, nie napiszę tu niczego wesołego, pomimo radości ze zwycięstwa PiS. Jednak w takich chwilach znów, po raz setny piszemy, że ciągle rysują się przed nami jakieś cienie związane z drogą, jaką kroczy ta partia. Wciąż jest coś nie tak, wciąż jesteśmy rozczarowani.

Można rozkładać problem na wiele, wiele czynników pierwszych, o których tu nieraz pisaliśmy na tym blogu:
- nieobecność w pierwszych szeregach partii Antoniego Macierewicza,
- "gowiniada",
- spychanie problemu Smoleńska (dekomunizacja),
- opory przed wyjaśnieniem "zbrodni założycielskiej III RP" (dekomunizacja),
- zaniechanie upublicznienia Aneksu do Raportu WSI (dekomunizacja),
- "gruba kreska" dla łotrów reżimu (dekomunizacja),
i można tak wymieniać długo.


Albo nazwać ten problem wyraźnie: ANTYKOMUNIZM. Czy największa partia opozycyjna reprezentuje środowiska antykomunistyczne, czy też nie?

Być może profil tej partii wprowadza w błąd wielu ludzi o nastawieniu antykomunistycznym, bo jest "patriotyczna", "narodowa", "katolicka" itp.

Piszemy też, że elektorat tej partii jest mało wymagający. Elektorat tej partii jest jednak szczęśliwy bez nas, zachwycony (pojawiły się nawet określenia prezydenta Dudy jako "pomazańca z Krakowa", jakkolwiek głupio to brzmi).

To my, antykomuniści, chcący dekomunizacji kraju, powinniśmy zadać sobie pytanie, czy ta partia jest naszą reprezentantką. Nic nam do ich szczęśliwego elektoratu. Na nic zda nam się wymienianie po raz setny zdrad tej partii wobec naszych oczekiwań.

Co nas skłaniało do tego, aby upatrywać w tej partii antykomunistycznych priorytetów? Jakieś jej konkretne zapowiedzi programowe?

Jeżeli ta partia nie zrealizuje żadnego dekomunizacyjnego programu ani nawet nie odpowie pozytywnie na żadną petycję związaną z dekomunizacją, to lepiej na tę partię po prostu dłużej nie głosować i nie pisać o kolejnych rozczarowaniach.

Lepiej poczekać na jakieś ugrupowanie naprawdę antykomunistyczne. I pogodzić się, że będziemy w mniejszości.

Pozdrawiam

Aleksander Ścios 26 października 2015 09:14

Iwona,

Pytania o antykomunizm postawiłem przed kilkoma laty w książce - "Antykomunizm-broń utracona". To nie jest tylko problem PiS-u, ale całego środowiska, które przyznaje się dziś do tradycji patriotycznych.
Bez zrozumienia - dlaczego bezpowrotnie utraciliśmy broń antykomunizmu i jakie są tego konsekwencje, nie można prawidłowo odczytać czasu III RP.
Pozwoli Pani, że dla przybliżenia tego ważnego tematu przypomnę fragment książki.

"Od antykomunizmu II Rzeczpospolitej oddziela nas nie tylko historia okupacji, w tym ponad czterdziestu lat sowieckiej dyktatury. Pomiędzy tamtą postawą, a dzisiejszym rozumieniem antykomunizmu rozciąga się ogromna przepaść wytyczona fałszem "nowej świadomości". Nie obejmuje ona tylko tradycji intelektualnych, ale wnika znacznie głębiej, w samą istotę bytu narodowego.
Zaszczepiona w czasach Polski "ludowej", umacniana przez lata indoktrynacji, została przyjęta przez Polaków razem z hańbą okrągłego stołu i mitologią towarzyszącą powstaniu III RP.
Gdy Adam Michnik w rozmowie z Jackiem Żakowskim na temat "Traktatu o gnidach" mówił: "Nigdy nie przyjąłem formuły, ze w Polsce przez czterdzieści lat de facto trwała sowiecka okupacja. Byłem zdania, ze PRL to jest polska państwowość pozbawiona suwerenności. Ta państwowość jednak istniała i stanowiła pewną wartość " - wyrażał pogląd środowiska "opozycji demokratycznej", ale też beneficjentów PRL-u i tych milionów Polaków, którzy pogodzili się z hańbą komunizmu. Ta część społeczeństwa poddała się procesom legalizacji okupacji sowieckiej i uznała PRL za trwały element polskości. Już wówczas nastąpiła rezygnacja z podstawowej dychotomii My-Oni i wyzbycie się świadomości, że komunizm jest wytworem obcym i wrogim.
Rok 1989 doprowadził do sytuacji stokroć groźniejszej, pogłębiając otchłań fałszu i prowadząc do tragicznej w skutkach asymilacji komunizmu i polskości.
Wprawdzie III RP zbudowano na fundamencie PRL, wespół z tysiącami donosicieli, zdrajców i bandytów, wprawdzie zachowano ciągłość personalną i nie rozliczono zbrodni komunizmu, wprawdzie w życiu publicznym brylują esbecy, kapusie i ludzie kompartii, wprawdzie mediami rządzą esbeckie klany, a gospodarką agenturalne układy, wprawdzie niszczy się pamięć o ofiarach komunizmu, walczy z polską kulturą i patriotyzmem - w powszechnym przekonaniu jest ona państwem polskim, w pełni suwerennym i niepodległym, a rządzące nią mechanizmy definiuje się pojęciami prawa i demokracji.
To przekonanie - tak sprzeczne z elementarnymi faktami, z doświadczeniem historycznym i empirycznym, stanowi o zwycięstwie komunizmu i jego sukcesorów. To przekonanie uniemożliwia również rekonstrukcję autentycznych postaw antykomunistycznych, wywołuje destrukcyjny dysonans poznawczy i decyduje o słabości przeciwników reżimu.

Nie można mówić o antykomunizmie w społeczeństwie, które uwierzyło w "śmierć" komunizmu, a w postaciach współczesnej Polski dostrzega reprezentantów interesu narodowego. Nie można widzieć "obcych" w strukturach władzy, która uznawana jest za konstytucyjną i demokratyczną, bo o jej powołaniu decyduje karta wyborcza i niewidzialna ręka medialnych demiurgów. Nie ma miejsca na dychotomię My-Oni w przestrzeni zakłamanej i zagarniętej przez ośrodki propagandy, w której "strażnikami podziałów" są semantyczni terroryści, a piewcami "zgody narodowej" użyteczni idioci, deliberujących o potrzebie "pojednania".
" [.] zwalczając komunizm trzeba najpierw pobudzić ludzi do myślenia, aby widzieli rzeczywistość, a tym samym wyzwolić ich spod władzy emocji. Jest to jednak często zadanie trudne, zwłaszcza w wypadku ludzi prymitywnych, powodujących się uczuciem i nie wprawionych w myśleniu krytycznym" - pisał Józef Bocheński, dostrzegając problem tych, którzy brali komunizm "nie za to, czym jest, ale za coś zgodnego z ich własnymi poglądami".
Trzeba sobie jasno uświadomić, że to, co nazywa się dziś antykomunizmem, ma niewiele wspólnego z tradycją II Rzeczpospolitej. Najczęstszym błędem jest mylenie antykomunizmu z opozycyjnością wobec układu rządzącego III RP. Ponieważ od lat rządzi Polską grupa nawiązująca wprost do sukcesji komunistycznej, a z każdym dniem przybywa widocznych oznak tej sukcesji, wielu Polaków przyznaje się do antykomunizmu, manifestując tym samym sprzeciw wobec reżimu. Podobnie reagują politycy Prawa i Sprawiedliwości, oceniając swoją opozycyjność również w nawiązaniu do działalności prowadzonej w czasach PRL.
Dość powszechne jest nawet przekonanie, wyrażone przez Jarosława Kaczyńskiego, że "w Polsce mamy do czynienia ze skrajną formą systemu postkomunistycznego, który broni się metodami wychodzącymi poza demokrację".
Tego typu postawa ujawnia podstawowy problem związany z przyjęciem "nowej świadomości", której częścią jest wiara w "śmierć" komunizmu oraz w legalizm i demokrację III RP. Już tylko używanie terminu "postkomunizm", a zatem definiującego okres, który nastąpił po upadku komunizmu, sprawia, że ten rodzaj opozycji w ramach systemu politycznego dzisiejszego państwa, nie może mieć nic wspólnego z autentycznym antykomunizmem. Mówiąc o rzeczywistości postkomunistycznej, zakłada się bowiem, że komunizm w istocie upadł, a obecnie doświadczamy jego niektórych, zmodyfikowanych oznak. Wywodzą się one wprawdzie z komunizmu, mogą mieć związek jego "ideologią", są jednak rodzajem zaburzenia, rysy powstałej na zdrowym fundamencie państwowości.
Nie ma wątpliwości, że wprowadzenie terminu "postkomunizm" jest dowodem zwycięstwa strategii dezinformacji i odgrywa wielką rolę w komunistycznej mistyfikacji.
[...]
W ramach takiej postawy można oczywiście dążyć do zmiany, modyfikacji lub reformy systemu - nigdy jednak do jego obalenia. Ta postawa zakłada sprzeciw wobec "form postkomunistycznych", nie może jednak prowadzić do zanegowania samego fundamentu III RP. W ramach tej postawy jest miejsce na współpracę z komunistami i ich sukcesorami, na polemikę z wytworami medialnych terrorystów, na budowanie "programów politycznych" i wiarę w mechanizmy demokracji. Nie ma natomiast miejsca na "ostre widzenie świata", na wytyczenie granic polskości i nazwania po imieniu "obcych", na podważenie filarów, na których wspiera się karykatura obecnej państwowości.
Zamiast "serum" antykomunizmu podawanego mieszkańcom Oranu, dotkniętych plagą szczurów, tego rodzaju opozycyjność przynosi raczej narkotyk pseudodemokracji i karmi nadzieje Polaków populistycznym placebo.

***

Aleksander Ścios 26 października 2015 10:02

viva cristo rey,

Myślę, że najpoważniejszym problemem, z którym się wkrótce zmierzymy, będzie pogodzenie oczekiwań wyborców w kwestii rozliczenia stanu ośmioletniej zapaści z intencjami J.Kaczyńskiego wyrażonymi w słowach o odstąpieniu od "zemsty i odwetu".
Uparcie zwracam uwagę na te wypowiedzi szefa PiS-u, bo zawierają one dwa istotne przesłania - pokazują, jaką retoryką PiS i jego media będą zwalczały roszczenia wyborców (użycie tak obraźliwych i negatywnych określeń nie jest przypadkowe) i niosą wyraźną zapowiedź kolejnej "grubej kreski".
W ostatnich dniach pan Kaczyński przynajmniej sześciokrotnie formułował taki przekaz i wydaje się on najważniejszy również z tego powodu, że był to przekaz kierowany w stronę ludzi reżimu.
Warto zauważyć, że od wczoraj, głosem i twarzą PiS-u jest Gowin, zaś jego występy w reżimowych gadzinówkach nie pozostawiają wątpliwości, co do planów nowej władzy.

Przypuszczam też, że "drukowanie" końcowego wyniku wyborczego znakomicie ułatwi realizację intencji PiS-u. Wiele wskazuje, że początkowy wynik z tzw. exit poll zostanie zredukowany do takiej liczby mandatów, która uniemożliwi rządy większości sejmowej. Ponieważ PiS nie pilnuje działań KBW, stosunkowo łatwo będzie "zmodyfikować" ostateczny werdykt i wprowadzić do Sejmu partię JKM - najwierniejszego przyjaciela Moskwy.
To wystarczy, by partia pana Kaczyńskiego i media "pierwszej perspektywy" otrzymały poręczny argument w tłumaczeniu szeregu zaniechań i działań "koncyliacyjnych". Ktokolwiek będzie żądał "więcej" zderzy się z kontrą - "przecież chcemy, ale nie możemy".

Pozdrawiam Pana

21.10.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet