O SKAZIE PIERWORODNEJ III RP - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

O SKAZIE PIERWORODNEJ III RP

"To co się działo w 1989 r. nie miało nic wspólnego z wyborami i w tamtym czasie wszyscy to jeszcze nie tylko rozumieli ale i głośno mówili, nawet zwolennicy tej operacji. Po latach jednak sejm RP przyjmuje uchwałę nazywającą wydarzenia 1989 r. 'wolnymi wyborami'. Ta operacja językowa jest niesłychanie ważna i groźna zarazem. Dla ludzi Platformy Obywatelskiej wywodzących się z ugrupowania powstałego przy okrągłym stole i z niego czerpiących swoje siły fikcja demokracji u źródeł III RP jest przesłanką usprawiedliwiającą ograniczenie, a nawet likwidację demokracji obecnie. Platforma wychodzi bowiem z założenia, że społeczeństwo, które nie potrafiło wywalczyć demokracji i niepodległości, a następnie pogodziło się z ich fikcją da sobie odebrać istniejące wciąż namiastki demokratycznych instytucji" - stwierdził Antoni Macierewicz w referacie wygłoszonym w grudniu 2009 roku, podczas konferencji zorganizowanej przez Annę Walentynowicz.

"Wielka inscenizacja" z 1989 roku stała się podstawą wszystkich procesów politycznych "nowego" państwa i pozwoliła zastąpić autentyczną demokrację agenturalno-esbeckim erzacem. Nawiązywała wprost do tradycji sfałszowanych wyborów z roku 1947, z których komunistyczni najeźdźcy wywodzili prawo do rządzenia Polakami. Uległa jednak dość istotnej modyfikacji, bo w odróżnieniu od spektaklu z 1947, obecna koncepcja legalizacji komunizmu stworzyła mit założycielski oparty na dogmacie "porozumienia" koncesjonowanej opozycji z przedstawicielami reżimu.
Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej, agentom komunistycznym nie powiódł się podobny "kontrakt wyborczy". Wbrew ich rachubom, Stanisław Mikołajczyk odrzucił wówczas propozycję stworzenia "wspólnego bloku wyborczego", w którym PSL (podobnie jak PPR i współpracujące z komunistami SL i PPS) miałoby przydzielone 20 procent mandatów.
W roku 1947 wybory kontraktowe były dla wysłanników Stalina najkorzystniejszym rozwiązaniem i mogły stanowić mocny argument na rzecz legalizacji okupacji sowieckiej. Sprzeciw PSL-u zmusił jednak komunistów do sięgnięcia po rozwiązania sowieckie i zorganizowania ponurego spektaklu, zwanego wyborami powszechnymi. W świadomości Polaków zapisały się one jako akt historycznego fałszerstwa i na kolejne dziesięciolecia zdecydowały o tym, że jedynym źródłem władzy komunistycznej w tzw. Polsce Ludowej, była zdrada, przemoc i kłamstwo, wsparte na dyktacie Józefa Stalina.
Rok 1989 przyniósł zatem całkowicie nową jakość w procesie konwalidacji komunizmu. Porozumienie samozwańczych "przywódców opozycji" z grupą esbeków i partyjnych dygnitarzy, stworzyło fundament, o jakim 50 lat wcześniej wysłannicy Stalina mogli tylko pomarzyć. W ramach tej samej, komunistycznej strategii doprowadzono do sytuacji, w której Polacy uwierzyli, że owa grupa "reprezentantów narodu" przyczyniła się do obalenia zbrodniczego reżimu i wywalczenia niepodległości. Ta wiara, podawana dziś jako dogmat historyczny, ma wymiar gigantycznego antypolskiego kłamstwa. W rzeczywistości bowiem - to komunizm i jego bezpośredni sukcesorzy stworzyli groźną hybrydę państwowości i obrócili w ruinę nasze marzenia o niepodległości.
Historyk Maciej Korkuć w artykule "Wybory 1947 - mit założycielski komunizmu" (Biuletyn IPN 1-2/2007) pisał: " Dokonana w dniu 31 grudnia 1989 r. przez ostatni, "kontraktowy" Sejm PRL zmiana nazwy państwa i jego godła miała znaczenie przede wszystkim w wymiarze symboli. Mimo że w roku 1991 odbyły się pierwsze wolne wybory parlamentarne, w sensie prawnym została podtrzymana w sposób niezakłócony ciągłość porządku prawnego zapoczątkowanego utworzeniem PKWN w Moskwie w 1944 roku. Od 1989 roku potwierdzały to także kolejne nowelizacje wywodzącej się z 1952 roku stalinowskiej konstytucji, przekształcające Polskę w państwo demokratyczne, ale nie podważające expresis verbis legalizmu władzy komunistycznej z lat 1944-1989, której faktycznym i najważniejszym źródłem były jednoosobowe decyzje Józefa Stalina".
Wybory z roku 1991, nie mogły już niczego zmienić. Narzucony dwa lata wcześniej schemat polityczny, w którym wykluczono działalność autentycznej opozycji i " sił wstecznych, hamujących rozwój ", stał się bowiem obowiązującą regułą. Na jej straży stoi cały establishment III RP, ośrodki propagandy oraz partie polityczne, dopuszczone na mocy magdalenkowego szalbierstwa do praktykowania szczególnej formy "socjalistycznej demokracji". Zapewne dopiero po upadku obecnego tworu dowiemy się, jak bezpośredni sukcesorzy UB i WSW (przemianowani na UOP i WSI) nadzorowali kolejne akty wyborcze i dbali o podtrzymanie mitu założycielskiego III RP.
W efekcie, od ponad 25 lat jesteśmy świadkami tragicznej w skutkach asymilacji komunizmu i polskości. Obecne państwo stanowi szczytowy produkt strategii podstępu i dezinformacji, a jednocześnie jest modelowym przykładem przepoczwarzonego komunizmu, który - ku uciesze gawiedzi, przyjął maskę "europejskości" i sznyt pseudodemokracji. To państwo mogło powstać, bo społeczeństwu polskiemu wmówiono, że komunizm "umarł" i bezpowrotnie znikł z naszej rzeczywistości - równie szybko, jak znikał alkohol z kieliszków opróżnianych w Magdalence. Kolejną fazę konwalidacji powierzono już wrogom ulokowanym wewnątrz społeczeństwa, ukrytym za parawanem "wolnych mediów", szermującym hasłami liberalizmu i demokracji, okrytych społecznym zaufaniem i przywłaszczonym mianem "autorytetów". Prymitywna falsyfikacja języka, tworzenie symulowanych podziałów, rewizja polskiej historii, walka z pamięcią, niszczenie kultury i szkolnictwa, propagowanie zachowań antyspołecznych i amoralnych - wyznaczały drugi i znacznie groźniejszy proces dezintegracji polskości. Były czasem, o którym Gustaw Herling Grudziński pisał, że ma "zabić w ocalałych, w ich dzieciach, wnukach i prawnukach smak, wartość i godność życia zrzeszonego ".
Dramat polegał na tym, że ten wróg działał za aprobatą ogromnej części społeczeństwa, był uznawany za "swojego", akceptowany i obdarzony demokratycznym glejtem.

Wielokrotnie przypominałem, że nie ma dziś środowisk, które pamiętałyby o "skazie pierworodnej" III RP i tej z wiedzy uczyniły podstawę konsekwentnych wyborów politycznych. Nie ma również świadomości, że nie toczy się dziś żadna "wojna polsko-polska" (identyczną mitologię uprawiali komuniści po roku 1945) lecz mamy do czynienia z podziałami powstałymi podczas półwiecza okupacji sowieckiej, z pokłosiem zdrady narodowej i efektem budowania tworu sztucznej państwowości.
W miejsce odważnych wniosków dominuje wiara, że przed ćwierćwieczem Polacy odzyskali wolność i na jej fundamentach tworzą dziś państwo prawa i demokracji. Ten irracjonalny pogląd, sprzeczny z doświadczeniami ostatnich lat i prawdą o genezie III RP, spycha nas w pułapkę "georealizmu", wywołuje destrukcyjny dysonans poznawczy i przesądza o naszej słabości. Nie można mówić o wolnym społeczeństwie, jeśli uwierzyło ono w "śmierć" komunizmu, a w postaciach politycznych III RP dostrzega reprezentantów interesu narodowego.
Nie można też widzieć "obcych" w strukturach władzy, jeśli uznaje się ją za prawowitą i demokratyczną. Nie ma miejsca na wytyczenie granicy My-Oni - w przestrzeni zakłamanej i zagarniętej przez ośrodki propagandy, której strażnikami stają się semantyczni terroryści, a piewcami "zgody narodowej" użyteczni idioci deliberujących o potrzebie "zasypywania podziałów". W ramach postawy, jaką proponuje Polakom obecna opozycja, można dążyć do reformy lub modyfikacji systemu - nigdy jednak do jego obalenia. Ta postawa zakłada zaledwie sprzeciw wobec "form postkomunistycznych" i wolę zwalczania "patologii" - nie doprowadzi jednak do zanegowania fundamentu III RP. W jej ramach jest miejsce na współpracę z sukcesorami komunizmu, na polemikę z wytworami medialnych terrorystów, na budowanie "atmosfery porozumienia" i wiarę w mechanizmy demokracji. Nie ma natomiast zgody na "ostre widzenie świata " - na wytyczenie granic polskości i nazwania po imieniu Onych, na podważenie filarów, na których wspiera się karykatura obecnej państwowości.
W istocie - niewiele różni ją od postawy ludzi "demokratycznej opozycji", dostrzegających w komunistach partnerów i rzeczników polskich interesów.
Również dziś funkcjonuje błędne przeświadczenie, jakoby najwyższą wartością społeczną były zgoda, spokój i porozumienie. To one mają decydować o naszym stosunku do zdrajców i zakładników kłamstwa smoleńskiego oraz wyznaczać relacje w świecie polityki. Póki obowiązuje ta postsowiecka mitologia, póty droga do Niepodległej będzie zamknięta.

Wspomnienie o rocznicy "wielkiej inscenizacji" powinno wywołać refleksję nad tragicznymi skutkami wszelkich okrągłych stołów . Jak pierwsze powojenne "wybory" stały się fundamentem mitu założycielskiego PRL, tak farsa z roku 1989 jest do dziś gwarantem trwałości układu neokomunistycznego. Dlatego każde porozumienie i każdy postulat "zgody narodowej", głoszony w granicach obecnej państwowości, musi być uznany za kontynuację antypolskiej mitologii. Niezależnie - czy mówią o nich "nawróceni" wyznawcy PO, czy dobiegają z kręgów tzw. opozycji - wytyczają drogę do dalszego zniewolenia.
Takie pomysły, nie tylko nie odbudują autentycznej wspólnoty narodowej, ale sprawią, że na kolejne lata usankcjonujemy mit założycielski i przedłużymy proces konwalidacji komunizmu.

Aleksander Ścios
Blog autora

Z komentarzy na blogu:
borowiak 5 czerwca 2015 01:32

Panie Aleksandrze!
Stawia Pan diagnozę sytuacji, w jakiej III RP się znalazła po magdalenkowych toastach. I trudno nie przyznać Panu racji. Ale co dalej? Nie pokusi się Pan, aby wyjść poza diagnozę i spróbować określić strategię dla podzielających Pańską optykę Polaków? Co mamy robić, oprócz szerokiego otwierania oczu rodakom? Czy też - niestety - nie widzi Pan, jak wielu z nas, dobrego wyjścia z sytuacji, jakiegoś programu pozytywnego dla bliższych i dalszych naszych działań?
Ukłony!
Krzysztof Borowiak

Krzysztof Borowiak,

Niewiele warta byłaby diagnoza bez recepty. Próbuję ją kreślić od wielu lat i konsekwentnie wskazuję obszary, od których należałoby zacząć proces wychodzenia z mroków neokomunizmu.
Od naszego stosunku wobec ośrodków propagandy (i ich funkcjonariuszy) poczynając, na odrzuceniu mitologii demokracji i tworzeniu antysystemowej opozycji kończąc.
III RP nie jest państwem, które można "uzdrowić" lub "zmienić na lepsze". Te mrzonki proponuje nam systemowa opozycja.
Magdalenkowy twór musi zostać obalony, a instytucje państwa zbudowane od podstaw. Tylko "opcja zerowa" może zapewnić prawidłowe funkcjonowanie tzw. wymiaru sprawiedliwości czy służb ochrony państwa.
To zaś, od czego należy rozpocząć, nie wymaga nadludzkiego wysiłku ani prowadzenia ostrej walki. Wymaga zastosowania oczywistego podziału My-Oni oraz świadomość, że reżimowe media i struktury tego państwa nie reprezentują interesów narodu, lecz sprawy wąskiej grupki beneficjentów III RP. Potrzebny jest zatem wyrazisty ostracyzm i polityka wykluczenia tych ludzi z obszaru życia publicznego.
Nie dokonuje się tego za pomocą karabinu i w duchu nienawiści, lecz w dobrze (mądrze) rozumianym interesie Polaków.
Chodzi o powrót do podstawowej, zatartej dziś dychotomii My-Oni - jako wartości porządkującej i chroniącej nasz świat. Pozwala to oddzielić dobro od zła, uformować narodową tożsamość i wydobyć się z nieokreśloności.
Takie poczucie odrębności wyznacza granice tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy, co identyfikujemy jako nasze i wartościowe. Wskazanie nieprzyjaciół, nazwanie obcych - pełni ważną funkcję społeczną i buduje grupową solidarność. Chroni przed relatywizmem i błędną identyfikacją. Jest konieczne, by świat stał się uporządkowaną rzeczywistością, a nie chaosem przypadkowych, nienazwanych relacji.
By tego dokonać, trzeba jednak autentycznie wolnych i niezależnych mediów, bo to one mają istotny wpływ na postawy milionów zwolenników opozycji. Dziś takich mediów nie mamy i to również stanowi poważną przeszkodę.
O tych sprawach piszę o lat i przyznaję, że (jak dotychczas) jest to pisanie na Berdyczów.

Pozdrawiam Pana

05.06.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet