O KLUCZENIU I KUŁACZENIU - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

O KLUCZENIU I KUŁACZENIU

Gdyby reżim III RP ( jak twierdziła opozycja) opierał się na "systemie Tuska", a spoistość koalicji zależała od osoby partyjnego lidera, dezercja premiera wywołałaby polityczne trzęsienie ziemi lub doprowadziła do wcześniejszych wyborów. Gdyby służby specjalne były podporządkowane Bartłomiejowi Sienkiewiczowi (o czym zapewniali nas publicyści i eksperci opozycji), zdymisjonowanie tak wszechwładnego ministra spowodowałoby nadzwyczajny wstrząs, lub, z uwagi na zakres tej władzy, okazałoby się niemożliwe.
Z każdym dniem, upływającym od powołania tzw. rządu Ewy Kopacz, publicystyczne tezy o potężnym premierze i jego wpływowych ministrach doznają kompromitacji i tylko amnezja czytelników sprawia, że ludzie głoszący te banialuki mogą nadal kreować się na analityków i zwodzić opinię publiczną.

Z zainteresowaniem będę śledził zabiegi "niezależnych mediów", które już rozpoczęły pogoń za nowym królikiem, a chcąc usprawiedliwić fałszywe tropy, będą zmuszone również namaścić kolejnych decydentów. W przypadku obecnego rozdania, nie będzie to rzeczą łatwą, bo nawet średnio rozgarnięty odbiorca z nieufnością przyjmie zapewnienia o władztwie pani premier i może powątpiewać w kompetencje absolwentki ATK na stanowisku ministra spraw wewnętrznych. Problem będzie tym większy, że zgodny chór publicystów i polityków PiS zapewnia nas o wyjątkowej słabości i ułomności tego rządu, co wśród nazbyt dociekliwych obserwatorów, może wywołać niebezpieczną refleksję: jeśli ów rząd jest tak wątły i niekompetentny, jak słaba musi być opozycja, która nie potrafi go obalić?
Pojawia się zatem szansa, że mimo wytężonej pracy ekspertów kojarzonych z opozycją, pytanie: kto jest rzeczywistym decydentem i rozdaje karty - zostanie jednak postawione, zaś środowiska te będą zmuszone do udzielenia sensownej odpowiedzi. Mam nadzieję, że nawet pokraczna dialektyka zaprezentowana niedawno przez W. Gadowskiego - " Komorowski to zbyt słaba osobowość i intelekt, aby na nim opierać koncepcje utrzymania władzy. Co innego tzw. ośrodek prezydencki - tak tam rodzą się koncepcje dalszej totalizacji życia społecznego w Polsce" - okaże się niewystarczająca dla wyjaśnienia fenomenu budowy reżimu prezydenckiego, bez udziału Komorowskiego.
Im częściej zaś, będzie widoczna rola Belwederu w kreowaniu polityki III RP, tym większe prawdopodobieństwo pojawienia się innych, intrygujących pytań: jak to możliwe, że przez tyle lat wszystkie siły medialne skupione wokół opozycji, były owładnięte pasją Don Kichota i wielkim zaangażowaniem walczyły z politycznymi wiatrakami? Dlaczego największa partia opozycyjna rezygnuje dziś z podjęcia realnej batalii o prezydenturę, skoro na firmamencie politycznym tak wyraźnie zajaśniało nowe, a zaskakujące wszystkich zjawisko - władzy prezydenckiej?
Najbliższe miesiące mogą upłynąć na próbach pokonania tych niewygodnych antynomii oraz znalezienia "złotego środka", który pozwoli odsunąć niecne podejrzenia od Pałacu Prezydenckiego oraz zapewni modus vivendi do czasu wyborów parlamentarnych.
Największy kłopot będzie jednak dotyczył służb specjalnych i wytłumaczenia odbiorcy logiki dokonywanych tam zmian. Już niedawne przecieki z tajnego raportu NIK, na temat nadzoru nad służbami, powinny otworzyć oczy tym, którzy wierzyli w silną władzę premiera, a nawet posądzali panów Cichockiego i Sienkiewicza o autorstwo tzw. reformy służb.
Z raportu wynikało, że premier nie tylko nie miał pełnej wiedzy na temat procedur wewnętrznych obowiązujących w poszczególnych służbach, ale nie posiadał też wiedzy na temat poprawności podejmowanych przez nie działań operacyjno-rozpoznawczych w konkretnych sprawach. Mówiąc kolokwialnie: był politycznym słupem, który swoim stanowiskiem firmował samowolę służb. Dostrzeżono także, że tzw. Kolegium ds. Służb, na którego czele stał Donald Tusk, jest tworem całkowicie nieefektywnym i nie ma realnej możliwości sprawdzenia, czy i w jakim stopniu służby wprowadziły w życie polecenia premiera.
Poważne problemy nastręcza również interpretacja noweli ustaw o ABW i AW, których autorami mieli być wszechwładni ministrowie rządu Tuska. Nadal nie wyjaśniono: dlaczego rząd miałby dążyć do ograniczenia uprawnień ABW i wzmacniania kompetencji służb wojskowych? Jaki cel miałaby reforma degradująca służbę podległą premierowi? Czemu w autorskim projekcie ministrów zawarto zapisy, dzięki którym szefowie służb zostali obdarzeni taką władzą, iż pozwolono im nawet ukrywać przed zwierzchnikami tożsamość tajnych źródeł informacji? Dlaczego Donald Tusk miałby rezygnować z nadzoru nad ABW i powierzyć Agencję ministrowi spraw wewnętrznych? Jeśli przez ostatnie lata byliśmy świadkami procesu głębokiej bondaryzacji służb i ciągłego poszerzania uprawnienia ABW, dlaczego w okresie wzmożonych problemów rządu Donalda Tuska, doszło do nagłej dymisji polityka Platformy K. Bondaryka i przestawienia "wajchy" na rozbudowę kompetencji służb wojskowych?
Gdy przed ponad rokiem twierdziłem, że mamy do czynienia z "antytuskową" reformą służb, która zakończy się odejściem premiera i rozpisaniem nowego rozdania - nie byłem zaskoczony przemilczeniem tej tezy. Obecnie, pytania związane z ową reformą oraz dotyczące rzeczywistych decydentów w obszarze służb specjalnych, powracają nieubłaganie i nie da się ich rozstrzygnąć kilkoma frazesami.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że Ewa Kopacz będzie sprawowała nadzór nad służbami, że może nimi dysponować minister Piotrowska lub nowo namaszczony "koordynator służb specjalnych" Jacek Cichocki. Dzisiejsza nominacja nie daje Cichockiemu żadnej realnej władzy i jest raczej zapowiedzią, że stanie on na czele tzw. Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Państwa (KRMdsBP), który wkrótce zastąpi kolegium ds. służb.
Ten kolegialny twór, w którym (według obecnego rozdania) zasiądą: Siemoniak, Schetyna, Cichocki, Piotrowska i Szczurek, ma służyć nie tylko rozmyciu odpowiedzialności za zarządzanie służbami, ale stanowi rodzaj instytucjonalnej zasłony, zza której będzie działał faktyczny decydent.
Z historii PRL znamy inny organ partyjno-rządowy, o nazwie Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego (KdsBP), który miał doprowadzić do reorganizacji komunistycznego aparatu bezpieczeństwa według wzorców sowieckich i posłużył m.in. włączeniu organów wojskowych pod nadzór administracji centralnej. Dzięki działalności KdsBP doszło w istocie do zalegalizowania sowieckich organów kontrwywiadu wojskowego (działających pod nazwą Głównego Zarządu Informacji) i uznaniu ich za polskie służby wojskowe.
Niecałe 30 lat później (w roku 1981), Moskwa powierzyła nadzór nad ministerstwem spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi - oficerowi Informacji Wojskowej, szefowi WSW i II Zarządu Sztabu Generalnego. Zadanie Kiszczaka polegało na skonsolidowaniu wojskowych i cywilnych formacji policji politycznej PRL do walki z opozycją oraz rozbudowie sieci agenturalnej. Jak twierdzi Antoni Macierewicz: " Celem tego zjednoczenia służb była walka z opozycją. W gabinecie Kiszczaka byli ludzie z WSW, którzy nadzorowali zarówno wywiad cywilny, jak i wojskowy oraz kontrwywiad. Krótko mówiąc, Kiszczak dokonał scalenia wszystkich służb i od tego czasu w istocie postępował proces ich ujednolicenia, mimo pewnego zróżnicowania i mimo pewnej odrębności sitwowej." Zaszczepiona wówczas sowiecka "koncepcja kułaka" - zaciśnięcia służb wokół jednej formacji, miała doprowadzić do dominacji wojskowej bezpieki, a w rezultacie - do wprowadzenia stanu wojennego i długoletnich rządów junty Jaruzelskiego.

Jestem przekonany, że obecne działania w obszarze służb specjalnych zmierzają w kierunku podobnej konsolidacji i mają na celu wyłonienie takiego modelu służb, który pozwoli ugruntować władzę reżimu prezydenckiego. Na skutek likwidacji WSI oraz wzmocnienia kompetencji ABW, model ten został mocno zachwiany. W tekstach publikowanych od 2012 roku wyjaśniałem główne założenia tego projektu.
Słowo "konsolidacja" jest dziś kluczem do stworzenia uwspółcześnionej "koncepcji kułaka" i pozwala rozpoznać intencje decydentów. Przed dwoma laty, w wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej", szef BBN gen. Stanisław Koziej wyznał, że zdaniem ośrodka prezydenckiego " koordynacja i integracja służb jest konieczna ". " Nasze propozycje - zapewnił Koziej - mieszczą się w dotychczasowym systemie konstytucyjnym. Z konstytucji wynika, że są dwa ośrodki władzy wykonawczej - rządowy i prezydencki. Bierzemy jednak pod uwagę, że w przyszłości może się pojawić wola zmiany konstytucji i na przykład przejście na system prezydencki albo gabinetowy ". To stwierdzenie - nie tylko w perspektywie ostatnich wydarzeń, można odczytać jako zapowiedź ewolucji w stronę reżimu prezydenckiego, w którym " zintegrowane i koordynowane" służby wojskowe będą odgrywały rolę strażnika interesów Belwederu.
Słaby i bezwolny rząd Kopacz, na którym skupia się cała energia marionetkowej opozycji, daje gwarancje, że "koncepcja kułaka" zostanie pomyślnie zrealizowana.

Aleksander Ścios
Blog autora

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

25.09.2014r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet