ANTYTERRORYZM - METODA PROPAGANDY - Aleksander Ścios




 


ANTYTERRORYZM - METODA PROPAGANDY

Przez wiele lat władze PRL udzielały schronienia międzynarodowym terrorystom. W Polsce gościli m.in. Abu Nidal (z al-Fatah), Abu Daud (jeden z przywódców Czarnego Września), syryjski handlarz bronią Monzer al-Kasser, Gudrun Ensslin (z Frakcji Czerwonej Armii), a nawet uznawany w owym czasie za najgroźniejszego terrorystę świata -Ilijicz Ramirez Sanchez. Oficjalnie odwiedzali Polskę w celach rekreacyjnych lub rekonwalescencyjnych, nieoficjalnie - przechodzili szkolenia w jednostkach wojskowych i wspólnie z peerelowską bezpieką robili u nas interesy, głównie na handlu bronią.

Pamięć o przyjaznym kraju nad Wisłą, musi być nadal żywa wśród terrorystów, skoro to właśnie III RP stała się bazą wypadową dla grupy organizującej zamach na bułgarskim lotnisku Burgas w lipcu 2012 roku. Zdarzenie miało miejsce w czasie Euro2012, gdy w Polsce (przynajmniej teoretycznie) obowiązywały szczególne środki bezpieczeństwa. Powiązani z Hezbollahem - Hassan El Hajj Hassan i Meliad Farah przylecieli do nas samolotem w czerwcu 2012 roku, a następnie bez najmniejszych problemów wyjechali z Warszawy do Burgas pociągiem. Wywieźli ze sobą najważniejsze elementy bomby użytej w zamachu na autobus z izraelskimi turystami: detonator i urządzenie pozwalające na jego zdalne uruchomienie. Polskie służby nie tylko nie wiedziały o ich pobycie, ale po ujawnieniu tego faktu, nie były w stanie ustalić, z kim dokładnie kontaktowali się terroryści na terenie kraju.

" Mamy do czynienia z kolejną kompromitacją polskich służb i polityków za nie odpowiedzialnych. To poważny cios w naszą reputację i wiarygodność w Europie " - ocenił wydarzenie Antoni Macierewicz. Rzecz jest tym bardziej bulwersująca, że służby III RP musiały w tym czasie otrzymywać ostrzeżenia o pobycie terrorystów. W kwietniu 2012 roku były oficer izraelskich służb specjalnych Juval Aviv w wywiadzie dla TVP Info oświadczył wprost: " Uważam, że terroryści są już w Polsce od jakiegoś czasu. Sprawdzają lokalizacje, zajmują się logistyką, planowaniem . Euro 2012 to dla nich potencjalny cel. Tym razem mogą uderzyć w transport masowy: pociągi czy autobusy, a także w dworce czy hotele, czyli miejsca, gdzie gromadzą się ludzie. Tam łatwo jest zaparkować ciężarówkę z materiałem wybuchowym czy dokonać zamachu samobójczego."

Jeśli oficer Mossadu zdecydował się na publiczną wypowiedź i sformułował tak wyraźne ostrzeżenie, można przypuszczać, że polskie służby otrzymywały równie mocne sygnały przekazywane kanałami niejawnymi. Fakt, że islamscy terroryści mogli bez problemów wjechać i wyjechać z naszego kraju, pozwala sądzić, że ostrzeżenia te zostały zignorowane.

Informacja o uczynieniu z Polski bazy wypadowej dla zamachowców kompromituje oczywiście wszystkie służby III RP i po raz kolejny potwierdza ich nieudolność i brak profesjonalizmu w realnych działaniach antyterrorystycznych. W żadnym stopniu nie jest to ocena zaskakująca, bo pod rządami PO-PSL wielokrotnie dochodziło do podobnych sytuacji.

Mocnym sygnałem była już sprawa zabójstwa w Pakistanie polskiego geologa Piotra Stańczaka. Poświęcony temu wydarzeniu raport BBN z czerwca 2009 roku wskazywał na rozliczne zaniedbania ze strony służb i rządu Tuska, ujawniał bezmiar indolencji, pozorność i brak koordynacji działań. Kilka miesięcy później, we wrześniu 2009 roku, w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło z Polski pięciu Afgańczyków - uczestników szkolenia S.E.N.S.E zorganizowanego przez MSZ. W doniesieniach medialnych podkreślano, że uciekinierzy mogli być sympatykami afgańskich talibów, a ich zniknięcie może mieć związek z planowanym zamachem terrorystycznym w Polsce, lub w którymś z krajów europejskich. Odpowiedzialna za ochronę kontrwywiadowczą ABW nie potrafiła określić, co stało się z Afgańczykami, zaś politycy PO bagatelizowali wydarzenie. W tym samym czasie, Scott Stewart, ekspert ds. bezpieczeństwa ze Stratfor Global Intelligence ostrzegał, że istnieje możliwości ataku terrorystycznego w Polsce.

Wiemy również, że w kwietniu 2010 roku wywiad III RP zlekceważył informację służb zagranicznych o możliwości ataku na samolot kraju Unii Europejskiej. Ostrzeżenie było precyzyjne, gdyż informowano, że celem zamachu może być któryś z przywódców europejskich.

Ta niebywała nieudolność i ignorancja stoi w rażącej sprzeczności z realnymi uprawnieniami, jakimi rząd Tuska - zawsze pod hasłem "walki z terroryzmem", obdarzał służby specjalne. Okazuje się, że nie służyły one bezpieczeństwu państwa i obywateli, lecz miały umocnić władzę grupy rządzącej i wpływy jej "zbrojnego ramienia".

Ustawa o zarządzaniu kryzysowym pozwoliła zatem zbudować system nadzoru nad przedsiębiorcami i uczyniła z ABW faktycznego decydenta w sprawach gospodarczych. Ustawa o ochronie informacji niejawnych nadała szefowi ABW pozycję krajowej władzy bezpieczeństwa oraz m.in. prawo do wydawania uprawnień dostępu do informacji niejawnych. Powołane w 2008 roku Centrum Antyterrorystyczne ABW (CAT) wykorzystano zaś do sporządzenia żałosnego "raportu w sprawie incydentu gruzińskiego" oraz do inwigilacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia.

Szczególnie rozległe kompetencje służby specjalne otrzymały przed Euro2012. Wytworzono wówczas propagandową atmosferę zagrożenia terrorystycznego - tylko po to, by na podstawie ustawy o zapewnieniu bezpieczeństwa nadać służbom prawo stworzenia ogromnej bazy danych o obywatelach, którzy z punktu widzenia władzy " stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego ". Przyjęta w tym czasie nowela ustawy o Policji pozwoliła natomiast zatrudnić w roli "stróżów porządku" zastępy źle wyszkolonych funkcjonariuszy, w tym osoby bez wykształcenia średniego, skazane za wykroczenia lub czyny chuligańskie. W ramach przygotowań do Euro uchwalono także ustawę o wymianie informacji z organami ścigania państw członkowskich Unii Europejskiej. Zawarte w niej procedury rozszerzały wymianę informacji o polskich obywatelach na organizacje międzynarodowe oraz państwa niebędące członkami UE. W powołanych na mocy ustawy "punktach kontaktowych", funkcjonariusze służb uzyskali bezpośredni dostęp do wszystkich baz danych na temat obywateli. Co więcej - informacje zawarte w tych bazach są przekazywane do każdego państwa świata, bez czyjejkolwiek zgody i wiedzy. W praktyce oznacza to, że najbardziej poufne informacje o obywatelach polskich mogą bez przeszkód trafić do takich państw jak: Rosja, Chiny, Kuba czy Białoruś. Należy wspomnieć, że zakupione wówczas za ogromne pieniądze różnego rodzaju "zestawy przeciw-uderzeniowe", paralizatory, armatki, "środki ogłuszające", śmigłowce i specjalistyczne "kibitki" do przewozu kibiców - wyposażyły służby w sprzęt przydatny do pacyfikowania zgromadzeń i manifestacji. O ich rzeczywistym przeznaczeniu mogliśmy się przekonać już podczas obchodów Święta Niepodległości w roku 2012.

Hasło "walki z terroryzmem" jest ulubionym wytrychem wszystkich reżimów dążących do władzy totalitarnej. Propagandowy argument o "bezpieczeństwie państwa i obywateli" pozwala bowiem poszerzać uprawnienia służb, inwigilować społeczeństwo i ograniczać prawa obywatelskie. Informacja o pobycie islamskich terrorystów niesie zatem ważną wskazówką. Nie tylko weryfikuje profesjonalizm polskich służb, ale pozwala ocenić intencje rządzących związane z bezpieczeństwem obywateli. Świadczy, że rząd Tuska stworzył państwo całkowicie bezbronne i wystawione na największe zagrożenia.

Reżim komunistyczny udzielał azylu terrorystom, bo tak chciała Moskwa - światowa stolica terroryzmu. Jeśli w III RP zamachowcy mogą czuć się swobodnie i traktować nasz kraj jako kanał przerzutowy, albo bazę wypadową, zawdzięczamy to również temu, że nigdy nie przecięto patologicznych więzów łączących nas z PRL, a ludzie bezpieki do dziś mają wpływ na służby specjalne.

Aleksander Ścios
Blog autora
Artykuł zamieszczony w nr 32/2013 Gazety Polskiej

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

17.08.2013r.
RODAKnet.com

RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet