RODAKpress - head
HOME - button
Rycerze i pospólstwo - ZBYSZEK KOREYWO



Rycerze i pospólstwo

Czytając ostatnie numery najlepszego polskojęzycznego pisma, jakim jest bez wątpienia Patriotyczny Ruch Polski, nie sposób nie zauważyć rozpaczy przebijającej się z wielu materiałów, traktujących o aktualnym stanie naszej Matki, Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Jest w nich skowyt bolącej duszy wojowników, zmuszonych samotnie przyglądać się gwałtowi zadawanemu naszej Matce.

Rozumiem ten ból, rozpacz i wstyd za naród hańbiony, za tyle lat poniewierania naszymi najbardziej świętymi znakami. Za bezkarne rabowanie majątku narodowego, którego przecież nikt nam nie dał w prezencie bowiem został on wypracowany w pocie czoła przez niezliczone pokolenia naszych pradziadów. Oni też w chwili potrzeby stawali zbrojnie na polach bitew by chronić swe kobiety, dzieci i ziemię, święte dziedzictwo Polan. No i teraz stało się tak, że odwieczni nasi wrogowie złapali nas za gardło i brudnym butem przydusili do ziemi. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się stało jest długa i nie zamierzam teraz jej tu wyłuszczać, wspomnę tylko, że król tzw. Kazimierz Wielki (1333-1370), pomimo podwojenia obszaru kraju na tytuł "Wielkiego" nie zasługuje, natomiast na przydomek "Żydowski" w zupełności.

Natomiast wracając do bolesnych artykułów, oskarżających naród polski o bezczynność w chwili wielkiej potrzeby, o obojętność Polaków w obliczu oczywistej zagłady kraju - mam bardzo mieszane uczucia. Cenię sobie ogromnie autorów wypowiedzi, ich bezprzykładny patriotyzm oraz intelektualne zdolności rozróżnienia Zła od Dobra, niemniej nie zgadzam się z tezą, że wszystkiemu jest winny naród. Innymi słowy nie sadzę, iż można mieć pretensje do liliputów za to, że mają dzieci niewyrośnięte.

Tak już bowiem jest, że żaden naród w swej masie nigdy i nigdzie nie był patriotyczny. Patriotyzm jest pojęciem czysto abstrakcyjnym i nie wszyscy są w stanie pojąć jego dobroczynne działanie dla narodowości. Ja bym zaryzykował twierdzenie, że nie więcej niż 5% każdej społeczności jest patriotami. Oczywiście, w chwili oczywistego zagrożenia ta liczba znacznie wzrasta ale w warunkach utajonego niebezpieczeństwa (a z takim właśnie mamy teraz do czynienia) znakomita większość populacji po prostu nie chce słyszeć o patriotyzmie. Ma to sens o tyle, że patrioci giną zawsze pierwsi. Z drugiej strony świat nie zmienia się na lepsze dlatego, że gdzieś tam żyją sobie Sylwek i Tereska Pudło ale tylko i wyłącznie dzięki ludziom ofiarnym.

Niech mi będzie wolno przedstawić swój punkt widzenia na tym przykładzie: myśląc o narodach świata a już szczególnie o Polskiej nacji, do głowy przychodzą mi porównania z naturą, przyrodą w całej jej krasie. I tak Polskę międzywojenną wyobrażam sobie jako młody las - jasny i widny, wypełniony po brzegi zapachem jagód, malin i grzybów, pełen strzelistych sosen i wielkich dębów, zdolny przetrwać nie wiem jaką zawieruchę. Drzewa w tym lesie to byli ludzie światli, inteligencja; pnąc się w górę do słońca wskazywali drogę innym. Dęby, wielkie i wspaniałe, górowały nad całym lasem. To ludzie wybitni, tacy jak Ignacy Paderewski, Wojciech Korfanty, Feliks Koneczny albo Roman Dmowski. W ich cieniu wyrastały młode dębczaki, póki co zapalczywie wadzące się z wiatrem i nie pomne, że kiedyś ich mocarne konary drwić sobie będą ze złych wichrów. Oczywiście, jak w każdym lesie była też i podściółka. Dużo trawy, różne mchy, większe i mniejsze krzaczki, bez których przecież las nie może istnieć ale roślinność ta nie wybija się na niezwykłość. Ot, jest tam, tak jak wszędzie ale jej największą zaletą jest to, że, ze względu na ilość, praktycznie nie sposób ją wytrzebić. I to jest właśnie naród w swojej masie.

Bardziej przykre w lesie były chwasty. Rosło to tam i tu, nikomu niepotrzebne i naprzykrzające się chwytliwymi gałązkami - to był tzw. margines; złodziejaszkowie, bumelanci, wydrwigrosze, żyjący nie wiadomo z czego. Niemniej las dawał sobie z nimi radę, zwykle nie pozwalając im na jakieś większe rozprzestrzenianie.

Znacznie groźniejsze natomiast były karłowate drapaki. Poskręcane dziwacznie, czarne, z zazdrością patrzące w górę na strzeliste jodły i buki, z zapiekłą nienawiścią marzyły tylko o jednym: żeby cały las zniżył się do parteru, do ich poziomu. To byli zdrajcy; w ich cieniu wszystko gniło, ziemia nic nie rodziła i jeżeli ktoś przechadzał się po lesie, to lepiej było koło tych drapaków nie przechodzić.

Ale najbardziej groźny w lesie był perz. Z pozoru miękki i bezbronny czepiał się wszystkiego co rosło, bowiem sam z siebie nie był w stanie rosnąć. A kiedy już oplótł jakąś roślinę setkami drobnych macek, dusił ją powoli ale systematycznie, do końca wypijając z niej życiodajny sok. Dlatego perz jest tak bardzo niebezpieczny. Może rosnąć w górę po drzewach i udawać, że to właśnie on jest tym przewodnikiem, wskazującym drogę do słońca. Ale prawda jest taka, że perz dba tylko o siebie i że w swojej ekspansji bezlitośnie dławi leśną wegetację, powoli zamieniając wesoły, jasny las w próchniejącą ciszę, pełną strupieszałych, karłowatych pni.

Natomiast tragedią bez porównania jest dla każdego lasu wyrąb drzew. Kiedy okrutni drwale przyjdą ze swymi narzędziami śmierci i zabiorą się do pracy, cały las zastyga w przerażeniu. Kiedy smukłe jodły i modrzewie, prężne buki i dębczaki zaczynają padać pod ciosami siekier - oznacza to, że przyszedł koniec lasu, że może być i tak, iż tam, gdzie był piękny bór, będzie tylko karczowisko. Na karczowisku zaś byle drapak będzie górował nad murawą, byle krzak będzie mógł udawać, że to właśnie on jest przewodnikiem. Zaraz też chwasty zaczną śmielej piąć się w górę, karłowate drapaki opanują wyrąb, głosząc wszem i wobec, że drzewa nie mają racji bytu i że bez nich wszystkim będzie lepiej. A perz już zadba o to, by przez murawę nie przebiły się młode pędy nowych drzew.

Dlatego tak wielką tragedią dla Polskiego lasu był wyrąb najpiękniejszych drzew w czasie i po ostatniej wojnie. Tragedią potęgującą się wraz z upływem czasu, bowiem dziś w ziemię nie padają nasiona dawno temu wyciętych drzew. A przecież dzisiaj powinniśmy mieć już trzecie pokolenie tamtego lasu; to już nie byłby młody zagajnik z dwudziestolecia międzywojennego to byłby już wspaniały bór, pełen potężnych drzew, osłaniający swymi konarami mchy i trawy; nasz wspólny dom, pełen gwaru ptactwa i huczący konarami gdzieś pod niebiosami.

Zamiast tego Polska dziś to jedno wielkie karczowisko. Winni temu są nasi odwieczni wrogowie bowiem ze zdumiewającą zgodnością mordowali nasz drzewostan, starannie omijając chore na nienawiść, skarlałe kosodrzewiny i chwasty. Oprawcy dobrze wiedzieli co robili - nie ma bowiem lasu bez drzew.I ciągle wraca, jak koszmarny sen, to pytanie: dlaczego Polska? Żaden inny kraj nie był traktowany tak okrutnie, z taką zapiekłą wściekłością, wykluczającą jakiekolwiek rozumowanie. Odpowiadając na to pytanie, trzeba, jak w każdym zachowaniu kryminalnym, przede wszystkim zwrócić uwagę na motywy; zwykle ten, kto skorzystał najbardziej na zbrodni, staje się pierwszym podejrzanym. W tym wypadku nie ulega najmniejszej wątpliwości, że największe korzyści z wyciętego lasu ma perz wraz z karłowatymi drapakami. Niezdolni do wielkości, mogą górować nad podściółką tylko na wyrębie.

Tak więc, bracia Polacy, nie należy oczekiwać zbawienia od tzw. szerokich mas bo są one do tego niezdolne. Pewnie, program ich uświadamiania ma sens bo powiększa liczbę wojowników a sam Pan Bóg wie, jak dużo ich nam trzeba. Z drugiej strony, kilka tygodni temu ogłosiłem apel w sprawie pomocy dla Przemka Kudlińskiego, pomysłodawcy i twórcy Klubów Patriotycznych "Orle Gniazda". Obecnie jest w niezwykle ciężkiej sytuacji finansowej i grozi mu eksmisja z mieszkania w Poznaniu. Jeśli tak się stanie zniknie jego patriotyczna strona internetowa i jeszcze jeden pretorianin Polski zostanie wdeptany w ziemię przez "siły potężne aczkolwiek totalnie amoralne". Na apel odpowiedziało tylko kilka osób, reszcie nie chciało się nawet kiwnąć palcem w bucie. Być może także i tu tkwi odpowiedź na pytanie: dlaczego kraj nasz jest na krawędzi zagłady.

Reasumując, kiedy nasza husaria rozbijała w puch wielokrotnie liczniejsze zastępy polskich wrogów, reszta narodu spokojnie spała bowiem tak naprawdę większości było obojętne kto sprawuje nad nimi władzę byle panisko było ludzkie. Tak jest i dzisiaj tyle tylko, że nie ma już wspaniałych, uskrzydlonych rycerzy ale obojętność została. No i zawsze tak było - szlachta miała przywileje ale zdobywała je na polach bitew. Zaś pospólstwo Pan Bóg stworzył na wzór baranów - żeby było co strzyc.

Natomiast co do pytania: co robić by ratować Ojczyznę to jest to pytanie do każdego z nas, polskiego patrioty. Jest więcej niż oczywiste, że sprawa Polski w Polsce się nie rozstrzygnie, że potrzebna jest, podobnie jak pod koniec I Wojny Światowej, generalna zmiana w światowym układzie sił. I działania na rzecz takiej zmiany mają głęboki sens. Na przykład sojusz Polskich patriotów z ich odpowiednikami w Białorusi, Ukrainie, Czechach, Słowacji i reszcie słowiańskich państw plus Węgry oto droga do wolności. Poza tym zawsze trzeba pamiętać, że wrogowie naszych wrogów są naszymi naturalnymi sprzymierzeńcami.

I na koniec, jak sądzę, łamy PRP podobnie jak i inne patriotyczne portale (vide Ruch Rodaków) są jak najbardziej odpowiednie do szerokiej dyskusji na ten temat, bowiem co tysiąc głów to nie jedna. I w rzeczy samej, samo poszukiwanie odpowiedzi na dręczące nas pytanie jest już po części rozwiązaniem problemu a przynajmniej dobrym początkiem.

Zbyszek Koreywo

29.09.2009r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS