Misja w ambasadzie - Marek Jan Chodakiewicz

 


Misja w ambasadzie

Uczymy studentów nie co myśleć, ale jak myśleć. O ile to możliwe, staramy się też, aby rozwinęli swój zmysł obserwacyjny. Nie ma lepszej możliwości konfrontacji wiedzy teoretycznej, książkowej niż w trakcie wypełniania zadań praktycznych.

Akurat nadarzyła się okazja przetestowania amunicji intelektualnej zdobytej na naszym seminarium o "Rosyjskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej". O tym za chwilę. Naturalnie seminarium zaczynam od prehistorii Słowian i potem przez Moskwę, imperium carów i Sowdepię docieram do Rosyjskiej Federacji. Od razu ostrzegam studentów, że muszą być przygotowani uwierzyć w niemożliwe, nienormalne i niekonwencjonalne. Otumanianie jest regułą w kremlowskiej grze. Co więcej powinni wziąć pod uwagę geografię, klimat, historię i przede wszystkim kulturę cywilizacji, która jest tak bardzo różna niż nasza. Spuścizna bizantyjskiego cezaro-papizmu, gdzie nie ma rozdziału między kościołem a państwem, a więc nie istnieje właściwie sfera wolności broniąca jednostkę przez ingerencją etatystów, zaogniła się mongolskim systemem despotycznej tyranii orientalnej, gdzie liczy się jedynie szef na Kremlu. Dodać do tego marksizm-leninizm, obecnie obdarty ze swego misyjnego szału, ale stale stosowany przez władców Moskwy jako dialektyczna metoda sprawowania władzy, kontrolowania społeczeństwa, metoda sprawna bo nihilistyczna, elastyczna i całkowicie moralnie relatywna. Dodać do tego rozmaite badziewia postnowoczesności serwowane przez telewizję i media społeczne w takt postsowieckiego szowinizmu wielkoruskiego i mamy obraz Rosji Władimira Putina.

Dla obserwatora zachodniego Federacja Rosyjska to dysonans kognitywny, przypadłość, która odzwierciedla się niezdolnością logicznej interpretacji rzeczywistości mimo dostępu do wszystkich potrzebnych ku temu faktów, dowodów i zjawisk. Rozum przestaje funkcjonować bowiem triumfuje nad nim chciejstwo. Zresztą brak zdolności analitycznej dotyka często również tubylców i inne byłe ofiary Imperium Zła. Tutaj jednak mamy do czynienia z syndromem sztokholmskim. Jest to sytuacja, gdy w samoobronie ofiara przyjmuje narrację, wartości i system kata za swoje, łudząc się, że tym sposobem uratuje się, stanie się bezpieczna. I w związku z tym nie jest w stanie samodzielnie wyciągać odpowiednich wniosków z dostępnych faktów. Nad Wisłą to jest jeden z głównych powodów ciągłości syndromu PRL-owca.

Studenci nasi uczą się o takich mechanizmach i w głowie im się nie mieści. "Jak to post-Sowieci nie płacili robotnikom przez dwa lata?" wykrzyknęła jedna dziewczyna na temat tzw. transformacji lat dziewięćdziesiątych. "Ja przestałabym przychodzić do pracy". Ale nie w Rosji. Trzeba być wolnym, aby walczyć o swoje sprawa, aby się zbuntować. I trzeba potrafić zrozumieć co się wokół dzieje. A władza utrudnia. Swoim i obcym. Stale otumania.
Przyszła okazja, aby to sprawdzić. Za pomocą think tanku Center for Global Interest, który koncentruje się na stosunkach z post-Sowiecją, zaproszono doktorantów z waszyngtońskich uniwersytetów z wizytą prywatną do ambasadora Sergieja Kisljaka, weterana starego sowieckiego MSZ naturalnie. Przyjął ich w ambasadzie, a nie w rezydencji. Pierwsza rzecz jaka rzucała się w oczy to natężenie obserwacji (kamery, ochroniarze). Druga rzecz to dekoracje na "Dzień Zwycięstwa", czyli sowieckiej wiktorii w II wojnie światowej. Zatrzęsienie sowieckiej propagandy.

Dalej było kulturalnie: herbatka, ciasteczka, czekolada. I dalsze otumanianie. Sączone elegancko. Ambasador podkreślił, że dialog rosyjsko-amerykański trwa, ale Moskwa nie będzie się "napraszała" ani "błagała" o jego kontynuację. I wyszczególnił kilka spraw.

Według dyplomaty sprawy takie jak szpieg Edward Snowden czy propaganda LGBT w Rosji to nieporozumienia, które Ameryka wyolbrzymia, a mogą być łatwo rozwiązane. Natomiast Majdan to "zamach stanu" albo "gwałtowne obalenie" legalnego rządu. Na Krymie naturalnie chodziło o spontaniczne powstanie ludowe bo istniała "rzeczywista groźba, że Krymianie zostaną zabici" bądź deportowani za zbrodnie "mówienia po rosyjsku".
Wielkie złoża ropy i gazu "to błogosławieństwo i przekleństwo" bo nie pozwala na dywersyfikację energii w Rosji. Kisljak machnął ręką na sankcje: "trochę bolą, ale przeżyjemy". Poza tym Rosja ma się dobrze finansowo w odróżnieniu od Unii Europejskiej, która jest sparaliżowana długami. No i - na koniec - nie zapomnijmy o świetnym ruchu rosyjskiej dyplomacji, która załatwiła sprawę broni chemicznej w Syrii.

Nie było spontanicznej wymiany opinii. Ambasador odpowiedział jedynie na wcześniej przygotowane pytania. Na przykład, spytany o rosyjskie cele w nuklearnych negocjacjach w Iranie, Kisljak odpowiedział, że trzeba osiągnąć "przewidywalną transparentność choć wszystko jest winą Ameryki, która popierała Szacha Rezę Pahlaviego. Potem powiedział "my", odnosząc się do sprawy Gazpromu, tak jakby był pracownikiem tego koncernu i wyjaśnił, że nie martwi się próbami Komisji Europejskiej zneutralizowania tego giganta energetycznego, bo Rosja preferuje negocjacje bilateralne z poszczególnymi krajami, a nie kolektywne z Unią Europejską. Co do stosunków z NATO i Europą środkową i wschodnią, ambasador kremlowski potępił sojusz jako taki, na którym nie można polegać ("unreliable"). Główny zarzut, to że NATO nie traktowało nigdy Rosji "jako równego partnera". I tutaj nastąpiła lista skarg na rzekomą NATO-wską agresję w Serbii, Gruzji oraz na Ukraine. Ponieważ NATO "okrąża" Rosję, ostatnio przecież w Estonii, Moskwa "ma jeden priorytet: być przygotowaną".

Kisljak jeszcze rzucił kilka komunałów o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej i wymianie naukowej, po czym zniknął. Spotkanie przejął politruk, który roztoczył wizję świata wielobiegunowego, mimo prób USA zapobieżenia takiej geopolitycznej rzeczywistości. Zaapelował, aby NATO powróciło do "przewidywalnych i opartych na racjonalnych przesłankach" związkach z Moskwą i skończyło "z antyrosyjską histerią". Z troską odniósł się do napięć między zachodnią Ukrainą i Polską, paternalistycznie winiąc nacjonalizm (Rosja naturalnie tutaj wszystkich jest gotowa pogodzić). I na koniec podziękował studentom amerykańskim za bycie otwartymi i odrzucającymi zimnowojenne stereotypy.

Cyrk dla wszystkich. Świetny poligon dla naszych studentów. Zapraszamy do rosyjskiej ambasady na herbatkę!

Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu

14.05.2015r.
Tygodnik Solidarność

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet